P.S. jak chcesz hejtować - lepiej nic nie pisz.
WŁADCY
ŻYWIOŁÓW
-
Marika!! Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!
Dziewczynka
ocknęła się i wróciła do rzeczywistości. Siedziała w szkolnej
ławce. Jest matematyka. Nie jest bohaterką ratującą świat, tylko
uczennicą piątej klasy.
A szkoda.
- Tak, proszę pani –
odpowiedziała sennym tonem
- To o czym mówiłam? -
drążyła temat nauczycielka
- O ułamkach
dziesiętnych – mimo iż Marika bujała w obłokach zawsze miała
podzielną uwagę.
- Dobrze. Chodź do
tablicy i rozwiąż zadanie.
Dziewczynka westchnęła.
Taka była jej rzeczywistość. Gdyby chociaż nie mieszkała w
mieście New World... Tylko w innym państwie miałaby dużo łatwiej
marzyć. Marzyć. To była rzecz którą najbardziej lubiła robić.
Ale w mieście New World nie było czasu na marzenia. Owszem, jakieś
dziesięć lat temu można było marzyć. Ale odkąd prezydentem
całego kraju został Kevin Max, nikt już nie ma na nic czasu.
Rodzice Mary twierdzili, że on sam się obwołał prezydentem.
Podobno następnego dnia do kraju wkroczyło mnóstwo wojsk. Ale
Marika tego nie pamięta. Nie widziała. Miała wtedy jedynie roczek.
Co mogła pamiętać? Nic.
Ale to było dziesięć
lat temu. Wtedy była szansa wykazania się i zostania bohaterem. A
teraz? - myślała Marika rozwiązując zadanie. - Nie mam żadnej
szansy na wykazanie się.
Dzwonek zadzwonił akurat
kiedy Marika szła do swojej ławki. Spakowała swoje rzeczy i wyszła
z klasy
- Eejj! MARIKA! -
usłyszała wołanie. Westchnęła. To Violetta i jej banda –
przeleciało jej przez głowę – Muszę je minąć zanim znowu będą
mnie dręczyć!
Niestety było już za
późno. Przed Mariką stała wysoka dziewczyna z długimi blond
włosami.
- Dokąd to? -
uśmiechnęła się wrednie – nie zatrzymasz się, żeby z nami
pogadać?
Marika chciała wymknąć
się tyłem, ale zobaczyła, że jest otoczona. Przez przyjaciółki
Violetty. Tej dziewczyny która ją zawsze zaczepiała. Za co? Marika
poczuła łzy w oczach. Szybko zamrugała. Nie może się przy niej
rozryczeć jak małe dziecko. Niech sobie wyobrazi, że ich tu nie
ma.
- Idę do domu –
powiedziała. To jedyna odpowiedź która przychodziła jej na myśl.
Taka, która nie zostałaby od razu wyśmiana
- Ooo! Do domu –
uśmiechnęła się drwiąco Violetta. Jej przyjaciółki chichotały.
Dookoła Mariki zbierał się coraz większy tłumek. Marika
wiedziała, że nie ma szans. Ona nie miała przyjaciół.
Żadnych. - A to to co
niby jest? - wydarła od Mariki jej torbę gdzie nosiła książki. -
O kurczę! Ale grat! - porwała torbę – nie chcesz nowych rzeczy?
A nie, sorki, zapomniałam, że Ciebie nie stać – uśmiechnęła
się przepraszająco – SORKI!
Tłum zaczął się śmiać
Marika była już zła.
Że jej niby nie stać na nowe rzeczy? Stać, ale może ona lubi
swoje rzeczy i o nie dba!
- Wyobraź sobie –
powiedziała – że mnie stać, ale może lubię moje rzeczy. Nie
przyszło Ci to do głowy? Och,nie, przepraszam bardzo zapomniałam,
że ty się bardziej interesujesz SOBĄ niż INNYMI, wybacz,
naprawdę.
Jednak tłum milczał.
Nikt się nie zaśmiał. Nikt nic nie powiedział. Violetta widząc
to uśmiechnęła się tryumfująco
- Oh, jednak interesuję
się INNYMI. Gdyby nie, to przecież bym z tobą nie rozmawiała!
Marika była bliska
płaczu. DLACZEGO!? Czemu ona jej tak nienawidzi? Czemu ona nie ma
przyjaciół? Oh, dlaczego?? Z drugiej strony była też zła na
Violettę i miała ochotę walnąć ją w tą jej śliczną buźkę.
- Zobaczymy co Ty tam
jeszcze masz – Violetta zaczęła grzebać w rozerwanej torbie.
Marice zaczęło szybciej bić serce. Jak znajdzie list od
taty...Pewnie go podrze. Tata Mariki rzadko był w domu, ale wysyłał
córce listy. Od tygodnia był w domu, ale Marika lubiła czytać
jego listy. Mogła zrobić tylko jedno. Podbiegła to Violetty po
czym walnęła ją w brzuch. Dziewczyna upuściła torbę z krzykiem.
Tłumek zawył radośnie.
W szkole rzadko zdarzały się bójki między dziewczynami. Marika
wzięła torbę. Violetta wstała
- Bójki Ci się
zachciało? - wysyczała, po czym zadrapała Marice rękę. Z małej
ranki popłynęła krew.
Tłum się robił coraz
większy. I chyba tylko jedna osoba trzymała stronę Mariki. Amelka
z szóstej klasy. Nikt za nią nie przepadał – pewnie przez
wygląd. Amelka miała czarne włosy w które powplatane były
niebieskie pasemka. To było głupie – oceniać czyjeś zachowanie
przez wygląd. Ale tak oceniali Amelkę.
Amelka przepchnęła się
bliżej bójki. Zrobiła to zdecydowanie. Teraz wszystko dokładnie
widziała – zniszczoną torbę, tę dziewczynę, Marikę, i tą
Violettę...Wyglądały jak koty mające się bić.
Amelka wiedziała, co się
zaraz stanie. Przyjdzie nauczyciel, i obydwie będą miały karę.
Poprawka, tylko Marika będzie miała karę bo Violetta ma świadków.
Amelka nie straciła zimnej krwi, i wpadła na pomysł, aby pomóc
Marice. Wyszła do Violetty, po czym uścisnęła jej rękę.
- Gratuluję! Serio,
gratuluję! - uśmiechała się przyjaźnie. Jej twarz rzadko
wyrażała emocje, jednak umiała świetnie udawać.
Violetta była zaskoczona
- Ale...czego? - spytała
niepewnie.
- Och, to przecież
jasne! - zawołała Amelka – zachowujesz się TAK MIŁO, że
przecież NIKT SIĘ TAK NIE ZACHOWUJE. Prawda?
Tłumek zachichotał
- No więc –
kontynuowała Amelka ośmielona sukcesem – GRATULACJE i POWODZENIA
W ZAWIERANIU DALSZYCH PRZYJAŹNI
Tłum ryknął śmiechem
Amelka chwyciła za rękę
Marikę, po czym wyprowadziła ją z okręgu. Kiedy już znalazły
się poza szkołą Marika odzyskała głos
- Dzięki – powiedziała
z wdzięcznością – to było ekstra. DLACZEGO mi pomogłaś?
- Bo widziałam, że masz
kłopoty – Amelka uśmiechnęła się chłodno – Jestem Amelka
- Ja Marika
Zapadła chwila
niezręcznej ciszy
- Gdzie mieszkasz? -
spytała Amelka
- Na ulicy Diady 4, w
bloku – odpowiedziała Marika
- Serio? Ja też. -
uśmiechnęła się Amelka – może chciałabyś do mnie wpaść?
- Chętnie –
powiedziała Marika. Była lekko zaskoczona. Po raz pierwszy ktoś
traktuje ją na serio!
Okazało się, że
dziewczynki mają wiele wspólnych tematów. Główne – dlaczego
akurat nas nikt nie lubi.
Ale nie tylko. Okazało
się, że Amelka ma wspaniały głos, a Marika wspaniale opowiada.
Dziewczynki razem spędzały mnóstwo czasu aż w końcu razem
zostały najlepszymi przyjaciółkami..
Pewnego marcowego dnia
dziewczynki wybiegły ze szkoły wesoło rozmawiając. Tak wyglądała
większość moich dni – wracam ze szkoły, odwiedzam Amelkę,
gadamy, robię lekcje, idę spać, budzę się, idę do szkoły i tak
w kółko – pomyślała ze smutkiem Marika. Jednak otrząsnęła
się. Powinna się cieszyć, że MA Amelkę. Nie może się smucić,
skoro ma obok swoją najlepszą przyjaciółkę.
- To co robimy? - spytała
się kiedy już były w malutkim, pomalowanym na biało pokoiku
Mariki.
- Posłuchaj – szepnęła
teatralnym szeptem Marika – czytałam ostatnio legendę. Wiesz, o
takich dzieciach...które dostały moce żywiołów! Wiesz! -
powiedziała podekscytowana dziewczynka
- I pewnie chcesz,
żebyśmy my też je dostały – odgadła Amelka. - wiesz, Marika
nie chcę Cię zasmucić, ale nie żyjemy w bajce. Nasz świat to nie
świat ze wspaniałej legendy. - powiedziała lekko poirytowana
dziecinnym zachowaniem przyjaciółki. Przecież ma już skończone
jedenaście lat!! To nie czas na dziecinne bujanie w obłokach!
- Wiem – westchnęła
Marika – no ale pomyśl... Jak niesamowicie byłoby mieć taką
moc.. Wiesz...o co mi chodzi...ratować świat... i w ogóle...
- Ehh Marika - Amelka
pokręciła głową – fajnie by BYŁO. A teraz sorka, ale muszę
zrobić lekcje. Papa!
Amelka wyszła z pokoju
Mariki i poszła do siebie robić lekcje. Marika westchnęła. Lubiła
Amelkę, ale czasami nie pozwalała jej AŻ tak marzyć, jakby
chciała. Postanowiła obgadać swoje marzenia na czacie. Tam często
spotykała osoby, które uwielbiały marzyć tak jak ona. Zalogowała
się jako „marzycielka23” po czym rozpoczęła rozmowę
<marzycielka23>
hej:)
<
armanda> witaj marzycielko:) co ostatnio wymarzyłaś? ;)
<marzycielka23>
chciałabym mieć moce żywiołów..:)
<czarowniczka>
oo.. ja też:) ale chciałabym też być czarownicą
<armanda>
ja bym chciała mieć ogień:)
<rainbow>
a ja moc zmieniania pogody...
<marzycielka23>
oo! Pogoda też jest fajna:)
<kiciulka>
moc rozmawiania ze zwierzętami...
<ja.mądra>
a ja bym chciała, żebyście dorosły!!! zwłaszcza ty,
marzycielka23.
<marzycielka23>
co jest złego w marzeniach?
<ja.mądra>
oh, błagam Cię, nie udawaj głupiej. Dorośnij. Moce żywiołów, i
co jeszcze?! Może jeszcze chcesz się zamienić w Harrego Potera,
co?! I odlecieć stąd na miotle!?
<marzycielka23>
co ja Ci zrobiłam?
<amranda>
taka mądra nie jesteś, na jaką wskazuje nick. Zostaw dziewczynę w
spokoju!
<ja.mądra>
oho, marzycielka ma obrońców! No, dalej czekam:S
<kiciula>
lepsze marzenie niż obrażanie innych o.O
<ja.mądra>
kocie, spadaj na drzewo! Dawaj, marzycielka!
<marzycielka23>
co mam dawać? Nie mam ochoty na kłótnie
<ja.mądra>
oo bo się rozpłaczę! I co jeszcze? Mamusię zawołasz, hmm?
<marzycielka23>
co Ci zrobiłam?
<ja.mądra>
świat bez marzycieli byłby lepszy.
<amranda>
mądra, weź się zamknij!
<ja.mądra>
oo, i co jeszcze? Może pieluszkę Ci zmienię, co?
<marzycielka23>
co Ci zrobiłam?
<ja.mądra>
to się sama domyśl, Marika!
Po
tej wypowiedzi Marika wyszła z czatu. Kim była ta cała mądra?
Czemu tak jej zależało, żeby ją obrazić? Co ona jej zrobiła?
Czy ona ją zna? Czemu ją obrażała? I skąd znała jej imię? A
jeżeli to jakiś pedofil, który chce ją zabić? Jako marzycielka
Marika miała bardzo bujną wyobraźnię. Była przerażona.
-
Wszystko dobrze kochanie? - zainteresowała się mama
-
Tak, w porządku – skłamała dziewczynka i poszła do łóżka.
Żeby marzyć.
Gdyby
wiedziała, kto jest tą mądrą, bardzo by się zdziwiła.
Violetta
czekała na odpowiedź marzycielki. Kiedy jej nie otrzymała po
dziesięciu minutach z zadowoloną miną wyłączyła komputer.
Odgarnęła swoje długie blond włosy. Wiedziała, że ta nędzna
Marika czatuje pod pseudonimem „marzycielka23”. Celowo weszła na
czat żeby ją pomęczyć. Nienawidziła tej marzycielki...tej
kujonki...tego dzieciucha..
Ona
jako popularna musiała się dobrze uczyć, ale przychodziło jej to
z trudnością. Nie cierpiała tego. Ale musiała to robić. Żeby
być popularną. A bez tego nie mogłaby być. Wszędzie miała ze
sobą przyjaciółeczki-faneczki. Tak naprawdę nie lubiła ani
jednej z nich, ale bez nich po prostu by sobie nie poradziła. Ale
tej całej Mariki nie cierpiała. A za co ją lubić? Ciągle chodzi
tylko z tą dziwaczką z szóstej.
Ogólnie
Violetta uważała, że normalni są Ci, którzy się dobrze ubierają
i są lubiani. Na przykład ona. A reszta to jest jakaś crazy,
jak miała w zwyczaju o nich
mówić, i pisać ( na przykład w SMS-ach do znajomych albo na
Facebooku). Ona miała popularne hobby – pisała bloga o modzie. A
nie jakieś tam marzenie... Czy coś podobnego.
Właśnie
weszła na Facebooka i napisała szybką myśl
Właśnie
przed chwilą załatwiłam jakąś głupią marzycielkę:P Moda
górą!!!!
Opublikowała
ją i postanowiła trochę poczatować z przyjaciółmi, a potem się
pouczyć. Nic już nie myślała o biednej Marice którą „załatwiła”
***
Arek
patrzył się przez okno. Wypatrywał takiej jednej dziewczyny która
zawsze wychodziła na plac z psem o tej porze. Wyglądała na
dziewczynę w jego wieku. Wzbudziła jego zainteresowanie. Chyba
widział ją parę razy w szkole, ale nie był do końca pewny, czy
to ona. Zaimponowała mu wyglądem. Miała błękitne pasemka we
włosach! Ale nie wyglądała na osobę, która się przejmuje, co
myślą o niej inni. Chłopak wiele razy chciał jakoś zagadać, ale
nie wiedział jak. Teraz postanowił się przełamać. Chłopak
zawsze był świetnie zorganizowany. I tym razem, kiedy tylko
zauważył wysoką osóbkę w niebieskich dżinsach oraz granatowej
kurtce odetchnął głęboko, zapiął czerwoną kurtkę i zbiegł na
dół. Mimo, iż nie było zbyt ciepło, jak to na początku marca
chłopak poczuł, że się poci.
-
„Tak w sumie, to co ja robię?” - pomyślał z paniką. Ale było
już za późno. Pies dziewczyny go zauważył (a może wywąchał..?)
go, i zaczął wściekle szczekać i jednocześnie biec w stronę
chłopaka ciągnąc za sobą dziewczynę
-
Topik! Co Ty robisz! Uspokój się! - Arek usłyszał dziewczęcy
głos. Pies zaraz umilkł. - Przepraszam Cię za mojego psa... -
powiedziała, najwidoczniej do niego.
Arek
zerknął na jej twarz. Miała duże, błękitne oczy.
-
Nie ma za co – burknął pod nosem – bardzo chciałbym mieć psa
– dodał nieco głośniej
-
Ja też bardzo o nim marzyłam – uśmiechnęła się dziewczyna –
dostałam go na dziesiąte urodziny. Mam do od dwóch lat. A tak poza
tym, nie przedstawiłam się. Jestem Amelka.
-
Arek. - wydukał chłopak. - chodzisz do dwunastki?
-
Tak, niestety – westchnęła dziewczyna – tam nikt mnie nie
rozumie... Śmieją się ze mnie..zamiast poznać mnie lepiej.
-
Nie martw się. Ja uważam, że jesteś fajna. - „Co Ty mówisz?!”,
skarcił sam siebie w myślach
Amelka
popatrzała się na niego uważnie
-
Naprawdę...?
-
Tak. Ze mnie też się śmiali, jak byłem w trzeciej klasie. -
przypomniał sobie niemiłe zdarzenia – Nie lubiłem grać w piłkę
nożną, i nie grałem w te różne zabijanki na komputer. Zbierałem
na serię książek. Uwielbiam czytać – Arek sam nie wiedział
czemu mówi te rzeczy w zasadzie obcej dziewczynie
-
Naprawdę? Ja uwielbiam śpiewać i grać na pianinie. Mam je w
pokoju. - uśmiechnęła się Amelka. - wybacz, ale już muszę iść
z Topikiem. Strasznie się denerwuje, kiedy stoję. Do następnego
razu! - pomachała Arkowi i pobiegła z psem.
Arek
jeszcze przez chwilę biegał na dworze, po czym wrócił do
mieszkania. Tak w sumie, to co go ugryzło? Jeszcze nigdy nie
rozmawiał z dziewczynami. No,i czemu jej to mówił? Nigdy nie
rozmawiał z nikim tak szczerze po tak krótkim czasie... No cóż,
potem to przemyśli. Teraz musi iść do domu. Arek miał dużą
rodzinę. Sam miał pokój z bratem. Oprócz brata były jeszcze
trojaczki, wszystkie w jednym pokoju malutka sypialnia rodziców,
kuchenka, łazienka i duży pokój. Ale Arek był najstarszy. To na
niego przypadały obowiązki opieki nad wszystkimi. Kiedy tylko
wrócił, jego brat od razu zadał pytanie
-
Gdzie byłeś? - w jego tonie brzmiał wyrzut. Był od Arka młodszy
o rok.
-
Na dworze – odpowiedział brat wymijająco i wziął grubą książkę
do ręki.
-
Po co? - drążył temat jego brat
-
Oj weź mi daj spokój! - burknął chłopak zza książki – nie
twój interes
-
A właśnie, że mój – upierał się brat – co tam robiłeś?
-
Byłem – odpowiedział zirytowany Arek
-
A coś poza tym? - nie odpuszczał brat?
Arek
umilkł. Wiedział, że tak najłatwiej spławić brata. I miał
rację. Brat umilkł. Arek odetchnął z ulgą i powrócił do
czytania książki.
Nie
wiedział, że los zwiąże go z Amelką bardziej niż się
spodziewał.
***
-
I co, marzycielka? Nadal uważasz, że marzenia są dobre na
wszystko?
Marika
usłyszała niemiły głos. Podniosła głowę znad zeszytu w którym
malowała różne rzeczy. Nad Mariką stała Violetta z koleżankami.
Violetta nadal nie mogła znieść tego, że Marika nie rozryczała w
środku lekcji, po tym co napisała jej na czacie
-
O co Ci chodzi? - Marika była zmęczona ciągłymi kpinami ze strony
koleżanek
-
O zgrozo! - Violetta wydała udawany okrzyk grozy. - Nie wiesz o co
chodzi. I co zrobisz? Pomarzysz sobie o nieistniejącej przyjaciółce?
Koleżanki
Violetty zaczęły chichotać. Znęcanie się nad Mariką było ich
stałym punktem planu dnia w szkole.
Marika
poczuła łzy w oczach i tą okropną gulę w gardle. Co robić?
Odpowiedzieć? Nie, wtedy zaczną się jeszcze bardziej nabijać.
Uciec z płaczem? A może po prostu zniknąć z tej szkoły, z New
World? Uciec na bezludną wyspę..
Violetta
już miała rzucić jakiś tekst, kiedy poczuła na swoim ramieniu
dłoń
-
Zostaw ją – usłyszała mocny głos. Obejrzała się za siebie. Za
nią stała da dziwaczka z błękitnymi pasemkami we włosach..
Violetta
nie przestraszyła się Pomyślała sobie, że znalazła nową
ofiarę kpin
-
A niby czemu? - odpowiedziała wyzywająco
-
Bo ona ma takie sama prawa co ty – odpowiedziała nieznajoma twardo
-
Oo! Kolejny szczur do załatwienia – powiedziała kpiąco do swoich
koleżanek. I wtedy nieznajoma chwyciła ją mocno za obydwie ręce
-
Po pierwsze – powiedziała – A ni ja ani ona nie jesteśmy
szczurami. Po drugie – ścisnęła nieco mocniej Violettę – ona
jest moją przyjaciółką. Więc odczep się od nas! - puściła
Violettę. Ta poleciała kawałek, i gdyby nie jedna z jej koleżanek
to wylądowałaby w koszu na śmieci.
-
Chodź, Marika – powiedziała nieznajoma – już czas do domu
-
Ah więc to tak – wysyczała do siebie Violetta – nasze
samotne-pokrzywdzone się przyjaźnią. Ciekawe.
Niczego
nieświadome przyjaciółki wracały właśnie ze szkoły
-
Wiesz, dzięki, że mi pomogłaś – Marika była zdziwiona pomocą
koleżanki
-
Przecież jesteśmy przyjaciółkami – uśmiechnęła się Amelka –
zresztą zasłużyła sobie na to. Co to za idiotka?
-
Violetta – westchnęła Marika na wspomnienie niemiłej koleżanki
– ciągle mi dokucza.
-
Nic dziwnego – powiedziała Amelka – dobrze się uczysz, więc
może Ci zazdrościć.
-
Ale ona się też dobrze uczy – Marika nie była przekonana.
-
A wiesz, czy się uczy? - spytała Amelka patrząc przyjaciółce
głęboko w oczy
-
Tak szczerze...to sądzę, że tak – westchnęła Marika. - I co,
tylko za to mnie tak nie cierpi?
Amelka
popatrzała ze współczuciem na koleżankę.
-
Zaraz, zaraz...czy ta Violetta nie ma Facebooka, ma na nazwisko
Harris i nie urodziła się w Ameryce?
-
Tak - powiedziała zdziwiona Marika - skąd wiedziałaś?
Amelka
poczuła, że jest jej słabo
-
No bo ta Violetta opublikowała parę dni temu na Facebooku taki
tekst: „Właśnie załatwiłam taką głupią marzycielkę:P Moda
górą!” - wyjąkała słabym tonem.
Marika
zatrzymała się.
To
była ona? To dlatego wiedziała, jak się nazywa... Ale czemu?
Dlatego jest dla niej aż taka wredna? Marice zrobiło się przykro.
Amelka
zachowała się jak prawdziwa przyjaciółka. Zamiast robić Marice
wyrzuty, czemu jej nie powiedziała, postanowiła coś zaradzić
-
Czy ona codziennie jest na tym czacie? - spytała łagodnie obejmując
Marikę ramieniem
-
Tak – wyrzuciła z siebie Marika. - jest tam chyba 24 godziny na
dobę pod nickiem „Ja.mądra”. Boję się czatować z innymi żeby
mnie znowu nie „załatwiła” - szepnęła ze łzami w oczach
-
To teraz my ją załatwimy – uśmiechnęła się przebiegle Amelka
– słuchaj.. - wyjawiła Marice swój plan.
Kiedy
Violetta weszła na czat zauważyła, że marzycielka również tam
weszła. Była zadowolona. Po trzech dniach bezsensownego czekania na
czacie nareszcie natrafiła na ten dzień! Ale miała szczęście! Z
zadowoloną miną siadła do laptopa i zaczęła pisać
<ja.mądra>
oo, marzycielka wróciła!
<marzycielka23>
wróciłam. Co w tym złego?
<ja.mądra>
dużo. Miałam nadzieję, że wreszcie ta marzycielka zostanie
spławiona. Niestety... :(
<i.love.music>
mądra, a może ktoś m ochotę ciebie spławić? Czemu jesteś
wredna dla osób których nie znasz?
<ja.mądra>
oo, marzycielka ma obrońców!
<i.love.music>
w realnym świecie też jesteś taka okropna? Współczuję twoim
rodzicom i koleżankom. A zaraz, ty masz koleżanki?
<ja.mądra>
co cię obchodzi co ja mam!!!!
<marzycielka23>
nic. Ale obchodzi mnie to, czemu jesteś dla mnie taka wredna?
<ja.mądra>
bo tak, Marika
<i.love.music>
pożałujesz, Violetta! Zobaczysz!! W końcu te twoje zachowania się
zemszczą przeciwko tobie!!
Violettę
zatkało. Skąd ta cała muzyka wie jak ma na imię? A może to jakiś
pedofli? Wariat? Brr!
Violetta
szybko wyszła z czatu.
Nikt
tego nie zauważył.
W
ogóle, nikt nie zauważał Violetty. Jej rodzice non-stop pracowali.
W ogóle ich nie było w domu. Była samotna. Jak zawsze. Nie miała
przyjaciół. Prawdziwych. Tylko te wielbicielki. Które lubiły w
niej tylko bogactwo, modne ciuchy i... hmm, chyba w sumie nic.
Violetta poczuła w oczach łzy. To nie w porządku! Czemu ta okropna
Marika ma przyjaciółkę, a ona nie!?
Spojrzała
na siebie. Długie blond włosy, ładne brązowe oczy, opalona cera.
Jest normalna. Raczej szczupła. Czemu jakaś ta Marika... ta
mała...z tymi swoimi czarnymi włosami...i szarymi oczami...tak się
popisuje...
Violetta
szybko zamrugała oczami żeby odegnać łzy. Nie. To nieprawda. To
ona jest lubiana. Nie ona. Prawda?
***
Marika
weszła na Skype'a i połączyła się z Amelką
-
Dobrze poszło! - powiedziała zadowolona Amelka – nie sądziłam,
że pójdzie tak łatwo.
-
Dzięki – powiedziała przepełniona wdzięcznością Marika –
tylko Ty mogłaś wpaść na taki pomysł
-
Ee tam – zarumieniła się Amelka – to było łatwe. Po prostu
zalogowałam się jako i.love.music i już. To obowiązek
przyjaciółki.
-
Teraz będę mogła spokojnie czatować – cieszyła się Marika
-
A w razie czego napisz mi na Skype. - mrugnęła Amelka – wybacz,
ale muszę już iść szykować kolację. Papa!
-
Pa Amelka! I jeszcze raz dzięki – uśmiechnęła się Marika, po
czym wyłączyła komputer.
-
Marika! - usłyszała głos mamy – wyrzuć śmieci, bardzo Cię
proszę!
-
Okej – westchnęła Marika – A Bartek nie może tego zrobić?
Albo Stasiek? Albo Kuba?
-
Marika! - dziewczynka usłyszała surowy głos ojca.
-
Już już! - zaćwierkała słodziutkim tonem, ubrała się, wzięła
śmieci i wyszła na dwór.
Jako
najmłodsza z czwórki dzieci często musiała wykonywać różne
obowiązki. Zwłaszcza, że była dziewczyną. Jedyną! No, ale
trudno.
Kiedy
Marika już wracała do bloku, coś przykuło jej uwagę. Były to
niby tylko krzaki przy bloku. Jednak...coś w nich było. Coś przez
nie widziała. Czemu jest tak ciemno...
Kiedy
szła do szkoły cały czas o tym myślała. Kiedy tylko zobaczyła
Amelkę podbiegła do niej
-
Posłuchaj – powiedziała cała podekscytowana – masz czas po
szkole?
-
Tak, a o co chodzi? - zainteresowała się przyjaciółka
-
Psst! - Marika przyłożyła palce do ust – powiem Ci w drodze
do... do czegoś – Marika nie wiedziała jak nazwać to, co
zobaczyła
-
Okej – powiedziała Amelka.
I
pobiegła na swoje lekcje, bo właśnie zadzwonił dzwonek.
Marika
była tak zdenerwowana, że nie zauważyła, że Violetta przestała
ją dręczyć. Tylko patrzyła się na nią wściekłym wzrokiem.
Violetta była przekonana, że ta nędzna kreatura maczała w tym
palce. Tylko jak to udowodnić, jak się zemścić...? Ehh. Na razie
nie ma pomysłu. Ale wkrótce jej przyjdzie do głowy! A wtedy ta
marzycielka... już się nie pozbiera. Violetta rzucała wściekłe
spojrzenia Marice, i Amelce.
Jednak
Amelka jak zwykle spokojna nie dała po sobie poznać, że to ją
jakoś razi. Po prostu była. Trwała z tym samym neutralnym wyrazem
twarzy. Rzadko dawało po sobie poznać jakieś emocje. Zresztą co
ją obchodziły spojrzenia jakiejś idiotki? Tyle co zeszłoroczny
śnieg. A nawet nic. Amelka nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki
w sprawie „czegoś”. No bo czemu ma się ekscytować, skoro nie
wie co to? Znając Marikę to będzie coś w stylu „wiesz,
przeczytałam taką książkę, i tam było takie drzewo jak tu no i
dwie dziewczyny, no i może wiesz...”. Ostatnio przez dwa tygodnie
obserwowały drzewo „No bo z niego mogą wyjść takie dziwne
istoty”. Amelka pokręciła głową z politowaniem, i zabrała się
do pakowania książek. Przy klasie czekała na nią Marika.
-
Idziemy! - powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Amelka
uśmiechnęła się, i poszła z przyjaciółką. Kiedy doszły do
miejsca gdzie były krzaki Marika straciła entuzjazm. Okazało się,
że to co prześwitywało to były po prostu krzaki
-
Przewidziało mi się – westchnęła ze smutkiem
-
Eej, nie martw się – Amelka klepnęła ją po plecach –
sprawdzimy TO zaraz, ok? Tylko chodźmy po latarki i jedzenie –
mrugnęła do Mariki i pobiegła do bloku. - Za piętnaście minut
tutaj! - krzyknęła, i już jej nie było.
Jednak
kiedy Marika zniknęła w klatce Amelka westchnęła. Oto i kolejny
przykład „Znalazłam niesamowitą rzecz!!”. Amelka wiedziała o
tym, że to tylko strata czasu ale nie chciała urazić przyjaciółki.
Tak w sumie to po co im latarki i jedzenie? Co jej wpadło do głowy?
No trudno, słowo się rzekło. Najwyżej straci pół godziny na
oglądanie krzaków. Trudno.
W
tym samym czasie Marika wpadła do domu.
-
Marika! Chodź na obiad! - zawołała mama – i zawołaj braci!
- Mamo, umówiłam się z Amelką na dwór – niecierpliwiła się dziewczynka
- Mamo, umówiłam się z Amelką na dwór – niecierpliwiła się dziewczynka
-
Ale obiad zjedz – uparła się mama. Marika przewróciła oczami.
Mama była strasznie uparta.
-
Okej – powiedziała dla świętego spokoju. Wpadła do pokoju
Bartka i Kuby
-
Czego?! - Kuba podskoczył znad najnowszej gry komputerowej. Bartek w
tym samym czasie wkuwał. Bartek bardzo przeżywał egzamin
szóstoklasisty. Każdą wolną chwilę poświęcał na naukę.
-
Latarki – Marika rozglądała się po pokoju chłopców
-
Masz – Bartek rzucił Marice latarkę.
-
Dzięki! - Marika wybiegła z pokoju
-
I ZAMKNIJ DRZWI! - krzyknął Kuba.
Marika
zamknęła drzwi w pokoju chłopaków, i pobiegła zjeść zupę. Po
obiedzie wybiegła na podwórko. Tam czekała Amelka.
-
Mam latarkę – powiedziała Marika
-
Ja trochę jedzenia – Amelka pokazała plecaczek – to co,
idziemy?
-
Jasne! - powiedziała Marika
Podeszły
do krzaków. Dziewczynki spojrzały na siebie nieco nerwowo.
-
Wchodzę – powiedziała Amelka. Powoli zaczęła odgarniać liście,
aż w końcu znalazła się w kryjówce. Marika weszła za nią.
Znajdowały się w małej komnatce utworzonej z roślinności. Na
pierwszy rzut oka nie wyglądała na nic specjalnego. Jednak
dziewczyny zobaczyły w niej niesamowitą kryjówkę.
-
I jak? - spytała się Amelki Marika świecąc dookoła latarką
-
Fajnie. Ej, nie świeć mi w oczy! - roześmiała się Amelka
-
Nie czujesz się jak w tajemniczym ogrodzie? - Marika rozglądała
się z zachwytem
-
Ale tajemniczy ogród nie znajdował się obok bloku – uściśliła
Amelka
-
Hej! Zawsze mi zepsujesz marzenia – odezwała się z udawanym
wyrzutem w głosie Marika. Po czym wybuchnęła śmiechem. Amelka
dołączyła do niej, i obydwie się śmiały.
-
To zjedzmy co przyniosłaś, ok? - zaproponowała Amelka kiedy już
przestały się śmiać.
-
Okej – odpowiedziała Marika. Obejrzała uważnie zawartość
reklamówki przyniesionej przez przyjaciółkę – Ja chcę kwaśne
żelki!
Przyjaciółki
zaczęły rozpakowywać reklamówkę ze słodyczami. Nie zdawały
sobie sprawy, że ktoś je obserwuje.
***
-
Ha! Widzę Cię!
Arek
aż podskoczył. Odwrócił się szybko. Zauważył tylko rude włosy.
-
Uuff. To tylko Ty – powiedział z ulgą. Był to jego kuzynek
Mateusz nazywany przez wszystkich „ognikiem”. Nie tylko ze
względu na jego rude włosy, i nie prawdopodobne, bo jasno
pomarańczowe oczy, ale też ze względu na charakter. Pełen
energii, łatwo się denerwował jak i cieszył, wszędzie go było
pełno – co tu robisz, ogniku?
-
Przecież mieszkam niedaleko – prychnął Mateusz. - raczej się
pytam co TY robisz.
-
Nic – powiedział niewinnie – nie wolno być na osiedlu?
-
Nie kłam, widziałem jak kogoś obserwujesz – Mateusz nie dał się
łatwo wykiwać – pokaż. - i nie czekając na zgodę Arka podbiegł
do niewielkiej dziurki i zaczął się patrzeć.
-
To tylko dwie dziewczyny – ocenił – co one tam robią? I czemu
je obserwujesz?
-
Nie twój interes – odburknął niezadowolony Arek. Miał jasno
określone poglądy – nie twoja sprawa to się nie wtrącaj. Nie
lubił jak ktoś łamał te jego zasady. Potrafił być wtedy
nieprzyjemny.
-
Ohh, już wiem – Mateusz pokazał rękoma serce – wszystko jasne,
kochanie – zrobił dzióbek jak do całowania
-
Ej – Arek zatkał mu usta, po czym wyprowadził za blok. - Jeżeli
ktoś się o tym dowie...
Mateusz
się wyswobodził. Mimo, iż był o rok młodszy od Arka był od
niego silniejszy i
wytrzymalszy.
Uwielbiał wszelkie niebezpieczne sporty, zwłaszcza polubił
snowbard.
-
To co? - patrzył się na Arka nieufnie
Arek
westchnął. Czym by tu przekonać kuzyna...? Przecież on lubi tylko
te sporty... No, ale nikt się nie mógł dowiedzieć. Jakby się
jego rodzeństwo dowiedziało...
-
Czekaj! - krzyknął nagle ognik – WIEM!! Pomogę Ci ją
szpiegować. Ty się kompletnie nie znasz na szpiegowaniu. Wiem,
jestem fajny nie musisz dziękować – poklepał po ramieniu Arka –
po prostu treningi z piłki nożnej, koszykówki, biegów, są za
krótkie. I się nudzę.
Arek
nie dowierzał własnemu szczęściu
-
Serio? - wolał się upewnić, bo bardzo dobrze znał zmienne humory
ognika – Serio?
- No przecież mówię – wzruszył ramionami Mateusz – a teraz sorki ale za pół godziny mam karate i wolę się nie spóźnić. Pa!
- No przecież mówię – wzruszył ramionami Mateusz – a teraz sorki ale za pół godziny mam karate i wolę się nie spóźnić. Pa!
I
po prostu sobie poszedł.
Arek
nie wierzył co się przed chwilą wydarzyło. Jak to? Przecież to
jego kuzyn Mateusz. Ten z ognistym temperamentem...Ten
uparty...zmienny...rzadko zgadzający się na
cokolwiek...buntowniczy...
Ale
przecież właśnie dlatego go tak lubił. Był przecież
jednocześnie lojalny. Aż do bólu. I był jego przeciwieństwem.
Mateusz był zmienny, często zmieniał zdanie. Miał wiele „twarzy”.
A Arek był po prostu sobą. Zawsze. Arek zawsze był przygotowany. A
Mateusz był spontaniczny. Potrafił zapisać się na wycieczkę w
góry dzień przed wyjazdem.
Ale
mimo wszystko zaproponował mu pomoc...i jeszcze go nie wydał...!
Arek pokręcił głową z niedowierzaniem i pobiegł do domu.
W
tym samym czasie Mateusz zastanawiał się co on w sumie zrobił.
Przecież to był on – ten ognik, nieokiełznany ogień! A teraz
sam zaproponował pomoc swojemu kuzynowi! Przecież straci cenny
czas... Ehh, co on narobił..Ale z drugiej strony będzie mógł
sobie wyrobić refleks. I koncentrację której mu brakowało od
zawsze. Zresztą, co on się przejmuje? Mało ma zmartwień? Z tą
myślą pobiegł na trening karate.
Nie
wiedział, że zmartwień mu przybędzie.
***
Marika
i Amelka bardzo często bawiły się w swojej nowo odkrytej kryjówce.
Tam Marika w końcu mogła odpocząć od okropnych spojrzeń
Violetty. Violetta nie odpuściła dziewczynce, ale nadal rzucała w
nią – jak piorunami – niemiłymi tekstami. Marika cierpiała.
Dlaczego? Za co? Za dobre oceny? Ale przecież nie tylko ona się
dobrze uczyła w tej klasie. Violetta była czasami taka wredna, że
biedna Marika miała łzy w oczach. Na szczęście miała obok
Amelkę, która zawsze ją wspierała.
Amelka
również nie miała łatwo. Wszyscy ją uważali za jakieś
dziwadło. Nikt nie traktował jej poważnie. No, może ten chłopak
z osiedla....jak mu było...Arek. Jedynie on powiedział jej jakieś
miłe słowo. A nie tylko „Spadaj, głupia”. Amelce też nie było
łatwo. Więc i ona z radością przebywała w ich kryjówce. Tylko
jedno w jej ją niepokoiło. Pewien malutki, mały rysuneczek wyryty
na ścianie. Przedstawiał kroplę wody, ogień, ziemię, i powietrze
wyryte jako trąba powietrzna. Wszystko było połączone błyskawicą.
Co to mogło oznaczać? Amelka pilnowała, żeby Marika tego nie
zobaczyła. Od razu zaczęła by szukać jakichś mocy. Amelkę
niepokoiło również jedno – często słyszała kroki obok
kryjówki...Jednak kiedy wyglądała to nikogo nie było. Dziwne...
Jednak
mimo tych wypadków dziewczyny bawiły się znakomicie. Gadały, i
wymyślały niestworzone historie. Zwłaszcza Marice dobrze to
wychodziło
-
Dla Annabel nie było ratunku. Tajemnicze bestie okrążały malutką
chatkę gdzie się znajdowała. - odpowiadała Marika – I nagle...
-
ŁUP! - krzaki się połamały a w kryjówce pojawił się rudowłosy
chłopak. Zaraz po nim do kryjówki dziewczyn wszedł ten chłopak
który zagadał Amelkę! Ten Arek!
-
Co WY tutaj robicie? - wrzasnęła Marika
-
Spokojnie, Mari, spokojnie – Amelka zachowała kamienną twarz –
Okej, co wy tutaj robicie? Arek?
-
Przechodziliśmy i przypadkiem tak wpadliśmy – powiedział Arek ze
spokojem. Jednak ognik długo nie był spokojny
-
A co, nie można przechodzić? - wściekł się – Po prostu szliśmy
i już
-
Taa, jasne – powiedziała z powątpiewaniem w głosie Marika
-
Mateusz, spokojnie! - zdenerwował się Arek
-
Arek, co się dzieje? - spytała Amelka
Arek
już miał odpowiedź na języku, ale nagle zaniemówił.
-
Yy..no... - westchnął – Szukałem Cię, żeby Ci coś powiedzieć
– zmyślił na poczekaniu
-
Co chciałeś mi powiedzieć? - Amelka zainteresowała się
Arek
zaczął się pocić.
-
Yy...tego...że..
-
Ej! - krzyknął nagle Mateusz – a to to co jest?
Wskazał
na obrazek. Kiedy go dotknął płomień ognia wyryty w skale zaczął
się świecić na pomarańczowo!
-
Pokaż – zaciekawiona Marika również przyłożyła dłoń do
skały. Trąba powietrza zaświeciła się na szaro-srebrny
-
Ej! Uważaj! - Amelka podbiegła do Mariki. Kiedy dotknęła ściany
kropla wody zaczęła świecić lekkim, błękitnym światłem.
-
Hej...tu się dzieje coś dziwnego... - Arek podbiegł do wszystkich
i również przyłożył dłoń do dziwnej ściany. Kulka ziemi
zaczęła się świecić na jasno brązowy.
-
Co jeeest??! - krzyknął.
-
Ej, co się dzieje? - darł się nerwowo Mateusz. Kawałek skały
zaczął lśnić jasnym światłem
-
Ci... - szepnęła podekscytowana Marika.
Nagle
kawałek skały zatrzeszczał i podniósł się na tyle, aby tam
wejść.
-
Co robimy? - przełknęła ślinę Marika
-
Wchodzę – powiedział Mateusz, i nie zważając na protesty wlazł
do małej dziury.
-
Ej! - usłyszeli jego stłumiony głos – tu jest korytarz...
wchodźcie!
-
Okej – powiedziała Marika, i wskoczyła tam gdzie Mateusz. Po
chwili wszedł tam i Arek. Amelka wahała się przez chwilę, ale
przezwyciężyła lęk i weszła przez małe „drzwi”. Rozejrzała
się. Znajdowała się w jakby kamiennym, niskim korytarzu
prowadzącym gdzieś...nie wiadomo gdzie. Amelkę przeszedł dreszcz.
Nie przepadała za takimi wnętrzami. Było tam pełno brudu i kurzu.
Słyszała kapiącą wodę. Brr! Gdzie ona weszła? I jak teraz
wyjść?
Podeszła
do reszty dzieci które rozglądały się zaciekawione
-
Co robimy? - spytała nerwowo
-
Idziemy zobaczyć co jest tam, okej? - zaproponowała Marika
pokazując korytarz. W przeciwieństwie do Amelki była
entuzjastycznie nastawiona do tej całej przygody. W końcu to jest
jedyna szansa żeby odmienić jej los! Coś takiego nie zdarza się
na co dzień...
-
Musimy ustalić plan – wtrącił się Arek. On nie zamierzał
ryzykować. Znalazł się w podziemiach bloku z dwoma dziewczynami i
swoim kuzynem. Hmm, musi być jednak nieco ostrożniejszy niż
zwykle. - Co wy na to? Mateusz...? - chłopak rozejrzał się w
poszukiwaniu kuzyna – Mateusz?! - krzyknął. Ognika nigdzie nie
było!
Gdzie
on mógł się podziać? Dlaczego zniknął? Umysł podsuwał Arkowi
różne scenariusze.
-
Okej, poszukajmy go – stwierdziła Amelka opanowanym tonem. Już
zdążyła się uspokoić po pierwszym szoku (i otrzepać z pyłu
który się tam unosił).
Jednak
chłopaka nie trzeba było długo szukać. Sam ich zawołał
-
Ej, chodźcie! - wychylił się z jakiegoś pomieszczania. Wszyscy
momentalnie zbiegli się
-
Mateusz, co ty wyprawiasz... - Arek chciał prawić kuzynowi kazanie
o oddalaniu się bez zgody, jednak umilkł kiedy zobaczył pokój w
którym był kuzyn.
Na
pierwszy rzut oka – zwykły mały pokoik. Pusty. Bez niczego.
Jednak, coś tam było. Cztery wgłębienia. Dokładnie naprzeciwko
siebie.
-
Co..to jest? - wyjąkała niepewnie Amelka – i Co my mamy zrobić?
-
Spróbujmy stanąć każdy w jednym wgłębieniu – zaproponował
Mateusz
-
NO! - zawołała z entuzjazmem Marika. Wreszcie miała okazję, żeby
jej marzenia się spełniły!
-
Powinniśmy przemyśleć wszystkie za i przeciw... - próbował
przemówić do rozsądku Mateuszowi i Marice Arek
-
Nie jestem przekonana...ale niech wam będzie – Amelka wskoczyła
na jedno z wgłębień
-
Okej, wchodzę w to, cokolwiek to jest – Arek wszedł w kolejne
wgłębienie
Marika
i Mateusz bez żadnego mówienia dołączyli do starszych. Kiedy
Marika postawiła stopę na swoim wgłębieniu, zaczęło się dziać
coś dziwnego.
Od
wgłębienia Mariki poszła srebrna linia. Od Mateusza – ognista,
od Arka – zielona, a od Amelki – błękitna. Wszystkie te linie
połączyły się ze sobą, i utworzyły wielki snop światła.
Dzieci
patrzały na to przejęte.
Nagle
odezwał się głos
-
OTO WYBRANI!
Nie
był on głośny, ale zdawało się, że wypełnia pokój jakąś
mocą
-
ZOSTALIŚCIE WYBRANI!
Po
tym zdaniu świetlisty snop się rozproszył.
I
wszystko zgasło.
***
-
Marika! Marika! Uff, Bogu dzięki! Nic Ci nie jest! Mari!
Wstawaj!
Marika przez chwilę nie
wiedziała, co się wydarzyło. Czemu jest tutaj, w tym zimnym,
pustym pokoju? Co ona tutaj robi? I dlaczego?
Jednak po chwili sobie
wszystko przypomniała. Co się stało po tym, jak stanęli w tych
wgłębieniach...? Marika nie umiała sobie tego przypomnieć.
- Co się stało... -
Marika spojrzała na Amelkę, i aż wrzasnęła – i co się z TOBĄ
STAŁO!?
Amelka wyglądała niby
tak samo, ale jednak zupełnie inaczej! Pasemka w jej włosach
wydawały się naprawdę zrobione z wody, a koleżanka była ubrana w
krótką, błękitną, skrzącą się spódniczkę i do tego
granatowa bluzka z....cekinami? Marice trudno było TO określić. W
każdym razie – było błękitne i lśniące. A co ona miała na
szyi...? Jakiś dziwny medalik...Srebrny, z jakby zaklętą w środku
niego kroplą wody... Do tego jeszcze długie niebieskie buty. Jak
kozaki, tylko, że było widać, że są lekkie
- Jak JA wyglądam? -
Amelka parsknęła śmiechem – spójrz lepiej na siebie.
- Jak? - zadała logiczne
pytanie Marika – nie widzę tu lustra
Amelka przewróciła
oczami, po czym wyciągnęła małe, błękitne lusterko
- Masz.
- AAAAAA!!!!! - wrzasnęła
Marika – jak ja wyglądam!
Była ubrana w srebrną,
krótką sukienkę. We włosach miała srebrne niteczki. Jej szare
oczy lśniły jakimś blaskiem, podobnym do blasku w oczach Amelki.
Miała takie same długie buty – tylko, że srebrne. Jak to się
mogło stać? Jakim cudem?
I co mówił tamten
głos...? Że są...wybrani...? Matko! Marika wszystko zapomniała! A
gdzie są chłopcy?
- Amelka, gdzie są Ci chłopacy? - spytała się nerwowo. W końcu nie na co dzień jest się w piwnicy w dziwnym stroju...Nawet z najlepszą przyjaciółką nieco trudno jest przeżyć w takich warunkach, nie sądzicie?
- Amelka, gdzie są Ci chłopacy? - spytała się nerwowo. W końcu nie na co dzień jest się w piwnicy w dziwnym stroju...Nawet z najlepszą przyjaciółką nieco trudno jest przeżyć w takich warunkach, nie sądzicie?
- Tam – Amelka wskazała
na dwóch nieprzytomnych chłopaków – jeszcze się nie obudzili.
- O masz Ci los! Oni też
tak dziwnie wyglądają!
- Dziwnie jak dziwnie,
ale stylowo – Amelka spojrzała na chłopców. Arek był ubrany w
zieloną bluzkę i brązowe dżinsy. Nie wyglądał jak superbohater.
Jedynie brązowa peleryna sugerowała, że ma się do czynienia z
niezwykłym człowiekiem. Na nogach miał buty z Nike. Zielone. On
nie miał naszyjnika – tylko jakiś pierścień...Oczko oczywiście
było ciemno zielone. Obok niego leżał Mateusz. On miał
pomarańczowy T-shirt, i wściekle czerwone spodnie. Do tego żółta
peleryna, no i oczywiście ognisty pierścień. Wyglądali jak jacyś
śpiący superbohaterowie. W innej sytuacji Marika wybuchnęła by
śmiechem, ale teraz była tylko zła i przestraszona.
- No, wstawajcie! -
tupnęła nogą, i zamachała rękami – WSTAWAĆ!! AA!! -
krzyknęła, bo nagle znalazła się w powietrzu a w pokoju zaczął
wiać bardzo silny wiatr.
- Marika! - wrzasnęła
przerażona Amelka – Co ty robisz! Zaraz Cię jakoś ściągnę!
Jednak kiedy Amelka
usiłowała coś zrobić, z ziemi wytrysnęła woda. Zaczynało jej
być coraz więcej, aż w końcu Mateusz i Arek się ocknęli.
- Co robisz!?!? -
krzyknął Mateusz, i usiłował jakoś zakryć nogami źródło
wody. Jednak kiedy udało mu się zatkać wodę spod jego stóp
wystrzelił ognień
- Skąd ty go
wytrzasnąłeś? - Arek aż tupnął. W tym samym momencie ziemia
zatrzęsła się jak przy trzęsieniu ziemi.
- DOŚĆ!! - rozległ się
donośny głos. Ten sam który mówił, że są wybrani...W tym samym
momencie ogień przestał się palić, woda przestała płynąć,
Marika spadła na ziemię, a ziemia przestała się trząść.
Dziwne stroje zniknęły.
Zostały tylko te medaliony i pierścienie.
Nagle światło (które
nie wiadomo skąd się brało, żarówek nie było) w pokoju
pociemniało. Dziewczyny przytuliły się do siebie. Mateusz stanął
w wojowniczej pozie, a tam...
- Przepraszam, że was
przestraszyłem – odezwał się...nastolatek w rockowym T-shircie?
Do tego czarne spodnie (z dziurami) i czarna kurtka. I czarne buty. I
w ogóle cały był czarny. I tylko ktoś o tak bystrym wzroku jak
Marika mogła dostrzec, że ma na palcu pierścień z czarnym oczkiem
– Nie miałem takiego zamiaru.
- Kim jesteś? - spytał
ostrożnie Arek. W końcu nie wiadomo kim jest ten dziwny nastolatek.
Jakim cudem przerwał to, co się przed chwilą działo?
I w sumie, to co się
działo? Jakiś kataklizm... Ale chyba oni go nie wywołali? I
dlaczego tak wyglądają? To się da zmienić? Jak on się tak pokaże
w szkole?
- Jestem Jerry. -
przedstawił się chłopak – I więcej na razie wam nie mogę
powiedzieć. To ja uratowałem to co zrobiliście. – powiedział
tak jakby codziennie ratował świat od kataklizmów wywołanych
przez grupę małolatów.
- To nie nasza wina! -
darł się strasznie głośno – Skąd mogliśmy o TYM wiedzieć?
Wytłumacz mi proszę, jak jesteś taki mądry – spojrzał na
Jerrego spode łba.
- Mateusz! - krzyknął
Arek – nie bądź taki wredny dla niego. - Arek starał się być
tym starszym i rozsądniejszym, mimo że i on był ciekawy tego
wszystkiego
- Dobrze. Jak sami
widzieliście - „Lub nie”, pomyślał – macie moce żywiołów!
Przez około sekundę
trwała cisza.
Następnie Marika zaczęła
drzeć się wniebogłosy
- Jee! Nareszcie się coś
zmieniło! Jeee! - skakała w miejscu – Nie będę tą dziwną
Mariką!!! JEEE!
Jerry się uśmiechnął
- Chcecie wiedzieć, jak
dostaniecie moc?
- TAK! - powiedziała
cała czwórka zgodnym chórem
- To się dowiedzcie! -
uśmiechnął się Jerry – podpowiedź: ma to każdy z was
I rozpłyną się w
mroku. Po prostu zniknął.
- EJ! - krzyknął
Mateusz – gdzie jesteś?
- Spokojnie – Amelka
zachowała się normalnie – pomyślmy logicznie. Co każde z nas
ma?
- Włosy? - to jedyne co
przyszło Arkowi do głowy.
- Raczej nie... - Amelka
pokręciła głową
- Ubranie? - Marika nie
miała pomysłów.
- Nie...
Padło jeszcze wiele
pomysłów, ale nic się nie działo. Zrezygnowana Amelka siadła na
zimną podłogę i zaczęła bawić się wisiorkiem
- WIEM! - nagle krzyknął
Mateusz – te dziwne pierścienie i medaliony!
- No tak! - Amelka
walnęła się ręką w głowę – jaka ja głupia! Przecież tam
jest coś napisane...
- Quatuor
elementorum multitudo habentur. - przeczytał
szybko Mateusz – To po
łacinie. Chyba – dodał ciszej.
- Ale
co mamy zrobić? - spytał Arek
-
Może byśmy spróbowali powiedzieć te słowa trzymając się za
ręce? Czy coś w tym rodzaju? - zaproponowała Marika. Wolała
przemyśleć fakt, że taki sposób był w jakiejś fantastycznej
opowieści którą czytała.
-
Okej, spróbujmy – Amelka spojrzała na Marikę z
respektem. Ta mała to miała pomysły!
Cała
czwórka stanęła w małym kółku trzymając się za ręce
-
Quatuor
elementorum multitudo habentur! - powiedzieli
nieco drążycymi głosami.
Poczekali
sekundę.
Dwie.
Dziesięć.
Nic.
-
I..co? - spytał Mateusz. - Coś nic się nie dzieje.
Dotknął
swojego pierścienia.
Nagle
COŚ się zaczęło dziać.
Dookoła
Mateusza pojawił się pierścień ognia. Płomienie w ogóle nie
bolały chłopca, prędzej łaskotały. Nagle wygląd Mateusza zaczął
się zmieniać.
Mateuszowi
pojawił się ten dziwny strój, jego włosy zaczęły się jakby
błyszczeć ogniem, a pierścień zaczął lśnić. Te rzeczy po
prostu w niego wrastały, to nie było tak, że nagle się
pojawiają, tylko one stopniowo wchodziły w niego. Dzieciom
wydawało się, że stoją tu już mnóstwo czasu, ale w
rzeczywistości po około dziesięciu sekundach przemiana Mateusza
się skończyła, a dziwny pierścień ognia zniknął.
-
No...okej... - wyjąkała Amelka. Dlaczego? W końcu jak to działo?
Było tego nieco za dużo dla Amelki – dziewczyny słynącej z
logicznego myślenia. I czemu ją tak boli głowa...?
Marika
natomiast czuła się jak w siódmym niebie. Nareszcie spełniły się
jej marzenia, żeby coś się odmieniło!
-
Quatuor
elementorum multitudo habentur! - krzyknęła,
trzymając się medalionu.
Ona
została uniesiona przez jakąś dziwną siłę na około metr nad
ziemię. Marika była na to gotowa, więc
nie była zaskoczona jak Mateusz.
Ona tylko wdzięcznie uniosła ręce. Po chwili i ona się
przemieniła – w jej włosach pojawiły się pasemka z żywego
srebra. Szły jak srebrne węże – od cebulki włosa po jego
koniec. Jej T-shirt i dżiny zalśniły przez chwilę srebrnym
blaskiem, i po chwili zamieniły się w tą samą srebrną sukienkę.
Znoszone trampki Mariki zamieniły się w te srebrne długie buty.
Srebrna smuga w powietrzu owinęła się dookoła butów Mariki i po
chwili na miejscu trampek były piękne buty. Marika
okręciła się dookoła własnej osi, po czym została opuszczona na
ziemię, jednak ledwo jej
dotknęła a już była w powietrzu i latała w pokoju zostawiając
za sobą drobinki srebrnego pyłu.
- Ale
odlooooot!! - krzyczała uszczęśliwiona
-
Bardzo dobrze – usłyszała głos Jerrego. Szybko się odwróciła.
On po prostu pojawił się z mroku. Tak się zagapiła, że wpadła w
ścianę.
-
Oj... - mruknęła rozcierając sobie głowę
Jerry
się uśmiechnął
-
Musicie uważać
-
Przepraszam – wtrącił się Arek – ty CAŁY CZAS TU BYŁEŚ I
NIE CHCIAŁEŚ NAM POMÓC!?!?
-
Tak mniej więcej – uśmiechnął się mrocznie Jerry – sami
musieliście odkryć jak to działa.
Musiałem poddać was próbie.
- To
wyjaśniłbyś nam ze swojej łaski o co w tym wszystkim chodzi? -
spytał Arek poddenerwowany. Arek był prostym człowiekiem. Nie
lubił, kiedy coś się działo. Coś niespodziewanego, o czym
wcześniej nie wiedział.
-
Spokojnie, Arek – Amelka nie dała się wytrącić z równowagi. -
Spokojnie. A teraz, Jerry powiedz nam o co chodzi. Proszę. - użyła
swojego tonu którym zwykle prosiła rodziców o różne rzeczy (na
które oni zwykle nie mieli ochoty).
-
Jeszcze nie rozumiecie? - Jerry był zdziwiony. Już chciał im
prawić kazania, ale przypomniał sobie, jak sam został jednym z
wybranych. Razem ze swoimi przyjaciółmi..
-
Jerry? - Mateusz zobaczył zmianę na twarzy chłopaka – Coś się
stało?
-
Nie, nic – Jerry się uśmiechnął, jednak Arek zauważył, że
ten uśmiech był wymuszony. - Więc, wracając do tematu: jesteście
władcami żywiołów. Macie nad nimi władzę. Jak widzicie, dzięki
tym medalikom i pierścieniom, możecie uzyskać postać władców.
Jak powiecie finis to wszystko się skończy. Nie będziecie
mieli niszczycielskiej mocy. Będziecie zwyczajnie wyglądać. Już.
- Mam
jedno pytanie – Amelka uniosła rękę do góry – po co nam te
moce?!
Jerry
westchnął
-
Choćby po to, by uratować świat. Jeszcze jakieś głupie pytania?
Marika
podniosła rękę
-
Kiedy możemy używać moce?
-
Kiedy chcecie. Byleby nie zdradzić sekretu, ok?
-
JASNE – powiedziała chórem cała czwórka
-
Okej, to powodzeniaa! - powiedział, po czym zawirował i rozpłynął
się w ciemności.
-
To...co...robimy?? - wyjąkał Arek. Mimo tego co zobaczył, czuł
się nieco niepewnie.
- Jak
to co? - Mateusz był pełen entuzjazmu – chodźcie! Musimy
poćwiczyć. W końcu mamy ratować świat! - tupnął, i pod jego
stopami pojawił się ogień.
-
Chyba te ćwiczenia się nam przydadzą... - stwierdziła poważnym
tonem Amelka. - Przecież nie zrezygnujemy z chodzenia do szkoły, i
w ogóle, prawda? A jak nie będziemy uważać...
-
Wiem, wiem – powiedziała Marika – ale tak szczerze....nie
uważacie, że to jest FANTASTYCZNE? NIESAMOWITE? Albo po prostu
WSPANIAŁE!? Jupi!! - zaczęła latać po pokoju.
- No
jasne – powiedział Arek. Przyłożył rękę do pierścienia i
wypowiedział „słowa Q” jak nazywał słowa przemieniające ich
we władców.
U
Arka przemiana wyglądała nieco inaczej. On nie został uniesiony do
góry, tylko z ziemi wystrzeliły w górę korzenie, trawa i inne
rzeczy. Oplotły się dookoła niego niczym bluszcz, po czym wsiąkły
w chłopca zamieniając się w mocno przylegającą do ciała zieloną
bluzkę z krótkim rękawem oraz brązowe dżinsy. Na nogach miał
brązowe adidasy, natomiast na rękach brązowe rękawiczki jak u
superbohatera. Uśmiechnął się przyglądając się sobie.
- Mi
się tam podoba – stwierdził z zadowoleniem
Amelka
spojrzała na przemienionych po czym powiedziała czystym głosem
słowa Q.
Dziewczyna
znalazła się tak jakby w środku wodospadu. Woda wirowała dookoła
niej, jednak Amelka nie była mokra. Po chwili woda zniknęła, a
Amelka wyglądała zupełnie inaczej – miała niebieską, krótką
sukienkę. Do tego te długie, srebrne buty. Błękitne pasemka w jej
włosach wyglądały jak woda. Amelka uśmiechnęła się do Arka,
który natychmiast spuścił wzrok, czerwieniąc się przy tym jak
burak.
- To
co robimy? - spytała pryskając lekko wodą na Marikę, która nadal
śmigała po pokoju w tą i z powrotem
-
Musimy się ćwiczyć – stwierdził Arek nadal lekko czerwony
- Ale
gdzie, jak i kiedy? - zadała rozsądne pytanie Marika lądując na
ziemi.
-
Może...może...może... - Mateusz zastanawiał się głośno –
WIEM! - krzyknął nagle. Spod jego stóp wystrzelił płomień.
Amelka szybko go zgasiła wodą, a on uśmiechnął się
przepraszająco po czym zdradził reszcie owe miejsce – takie
stare, opuszczone boisko niedaleko naszej szkoły. Nikt tam nie
chodzi, jest tam dużo przestrzeni. PUSTEJ – zaznaczył
- To
skąd o nim wiesz? - spytała Marika. Nie ufała tym chłopakom.
Czemu je śledzili?
-
Chodzę tam potrenować– powiedział lekko poirytowany. Co jej
jest? On zdradza im jego sekretne miejsce do ćwiczeń, a ona się
jeszcze czepia!
-
Dobra! - Arek klasnął w ręce, powodując jednocześnie małe
trzęsienie ziemi. Kiedy wstrząsy ustały kontynuował jakby nigdy
nic – mi się tam podoba. Nic lepszego nie wymyślimy. Kto jest za?
Wszyscy
podnieśli dłonie. Marika wzniosła się przypadkiem do góry.
-
No...dobra. Masz mój numer telefonu, Skype'a i GG. Ty masz chyba
kontakt z Maćkiem? Ja mam z Mariką, więc się umówimy – Amelka
podała Arkowi karteczkę. Arek zerknął na nią.
Amela234 – Skype
amelka.music@gmail.com
– poczta
56784321 – GG
605-274-506 numer
telefonu
- Okeeej...dzięki – powiedział – to co, skontaktujemy się
jakoś??
- Tak. A teraz wyjdźmy z tej dziury – powiedział Mateusz
- I jeszcze jedno – powiedziała Marika – nie możemy się
zmieniać przy wszystkich. Ok?
- Okej – - powiedziała Amelka – masz rację. Zgoda chłopaki?
- Okeeej – powiedział niechętnie Mateusz – a chciałbym się
pochwalić...ale spoko.
- Dobra – przytaknął Arek – to rozsądne.
- To powiedzmy to słowo...to finis teraz – powiedziała
Marika
Ledwo powiedziała finis, spadła na ziemię, a jej niezwykły strój
zniknął. Po prostu – zniknął.
Reszcie też zniknęły te rzeczy, i stroje. Pasemka Amelki znowu
wyglądały jak zwykłe błękitne warkoczyki wplecione we włosy.
Jedynie pierścienie i medaliony zostały.
- W tych medalionach musi być ta moc. Nie możemy ich zdejmować -
powiedziała poważnie Amelka – okej, ja już idę – powiedziała
i wyszła z piwnic, kierując się do domu. Wiedziała, że mama
pewnie będzie wściekła, za to, że tak późno przychodzi, ale
trudno. Musiała sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Więc
tak. Została władczynią wody, i jest w drużynie z Mariką, Arkiem
i jego kuzynem, którzy też mają te dziwne moce. Ekstra. Weszli do
piwnic pod blokiem, i nagle zdobyli te moce. Na dodatek pomaga im
jakiś got który umie się rozpływać w mroku. Wspaniale.
Amelka weszła bez powitania do domu, i padła na swoje łóżko. To
było za dużo jak na nią! Dużo za dużo. Ale spokojnie. Na razie
nie muszą nic robić. Na razie. Ale jak długo trwa „na razie”?
Arek miał podobne myśli jak Amelka, tylko on traktował to
bardziej jako zawiłą tajemnicę, przygodę. Jednak i on się
odrobinę bał tego wszystkiego. Nie lubił jak się coś działo
nagle bez uprzedzenia, przygotowania.
Zupełnie przeciwną postawę wyrażali Mateusz i Marika. Marika była
po prostu zachwycona. Traktowała to po prostu jak spełnienie jej
marzeń, jak wspaniałą przygodę. Nie myślała o tym co POTEM
będzie tylko cieszyła się dzisiejszą chwilą.
Mateusz traktował to bardziej jako trening – coś, co ma sprawdzić
jego umiejętności. Jednak on się cieszył z tej mocy. Tylko
odrobinę mu wadziło to, że nie może się nikomu pochwalić. Ale
trudno.
I kiedy oni traktowali to jako zabawę, sen lub coś co minie nie
mieli pojęcia co się niedługo stanie
***
Violetta
szła do szkoły. Uważała żeby nie pobrudzić przy tym sobie
swoich nowych butów za 500 złotych. Jej „przyjaciółki” już
pewnie na nią czekały. Wspaniale – pomyślała sobie Violetta. -
I znowu będzie tak samo. Zupełnie tak samo. Nic się nie zmieni.
Nic a nic. - kopnęła ze złości kamień, nie bacząc na swoje nowe
buty. - Czemu tej idiotce Marice wszystko się udaje a jej nic?
Dlaczego ona musi chodzić na miliony korepetycji, a ona ma to samo
za nic? Dlaczego? - Violetta zamrugała oczami żeby odegnać łzy.
Wiedziała dlaczego. Jej rodzice poświęcali jej góra dziesięć
minut tygodniowo. W ogóle nie było ich w domu. A ona mogła robić
co chce, i nikt jej nie mógł zabronić. Sama w gigantycznym domu.
S-A-M-A. Owszem, były pokojówki, nauczycielki, i Bóg wie kto
jeszcze. Ale oni nie mogli z nią rozmawiać. Tylko nauczyciele
mogli. I kiedy przychodziły do niej jej przyjaciółki nie mogły
się nadziwić jej szczęściu. Taa. SZCZĘŚCIU.
Nie
mogła się rozpłakać, bo właśnie doszła do szkoły. Kątem oka
widziała podekscytowaną Marikę rozmawiającą z tą..jak jej
tam...? AMELKĄ. No tak. A ona musi tkwić tu ze swoimi czadowymi
przyjaciółeczkami.
- No
i jak tam, Vi? - spytała ją Wika, jedna z jej przyjaciółek
-
Spoko – wpadła od razu w słodki ton – Kiedy przyjdziecie do
mnie na pidżama party?
-
Jutro! - zaczęły piszczeć dziewczyny. - Kogo zapraszasz?
- Was
wszystkie, kochane psiapuły! - Violetta przytuliła wszystkie swoje
koleżanki, ale mimo wszystko nadal obserwowała Marikę. Ona nadal
rozmawiała z tą swoją Amelką i nie zwracała na nią żadnej
uwagi. Violeccie zrobiło się przykro, ale wiedziała, że ona nie
ma powodu się na nią patrzeć.
Marika
faktycznie była bardzo podekscytowana faktem posiadania mocy mimo że
nie mogła nikomu o nich mówić.
Nie
wyglądała jakoś inaczej – szara spódnica, szary sweterek, biała
bluzeczka z krótkim rękawem i szare tenisówki. Ona zawsze ubierała
się na szaro.
Amelka
również nie podkreślała faktu posiadania mocy. Ubrała się jak
zwykle – na niebiesko. Jedynie obydwie miały na szyi swoje
naszyjniki. Jednak nikt nie zwracał na nie uwagi. Dla innych się
nic nie zmieniły. Zresztą, co ich obchodzą jakieś idiotki? Nic a
nic.
Jednak
Marice wystarczyła Amelka a Amelce Marika.
- I
co? - spytała Marika – kiedy idziemy na trening?
-
Jeszcze się nie umówiłam. Ale już niedługo. Wyślę Ci SMS-a.
- Wy
dwie...zawsze same...głupoty plotą.... - Violetta wygłosiła
kiepski wiersz podchodząc do rozmawiających przyjaciółek. Jej
faneczki zachichotały
- To
się nie rymuje – powiedziała usłużnie Amelka – zresztą nie
możemy być same skoro jesteśmy ze sobą. Jedno wyklucza drugie. Na
logikę.
Marika
zachichotała.
Violetta
posłała jej mściwe spojrzenie i sobie poszła. Za nią szybko
pobiegły jej przyjaciółki.
- Co
ją ugryzło? - spytała Marika patrząc za odchodzącą Violettą.
- A
bo ja wiem. - wzruszyła ramionami Amelka – w każdym razie:
powiadomię Cię przez SMS-a albo e-malia. Pa! - powiedziała, gdy
zadzwonił dzwonek. Amelka poszła do swojej klasy na lekcje. Marika
pobiegła na salę gimnastyczną, bo właśnie mieli WF.
Wszyscy z jej klasy już tam byli: Violetta ze swoimi przyjaciółkami
też. Gadały o nocowankach: która się w jaką piżamę ubierze.
Marika westchnęła z irytacją. Jak można gadać o takich rzeczach?
Ona ma dużo ciekawsze tematy. Odkąd zostali przemienieni – a
minął dopiero dzień – Marice zwykłe rzeczy takie jak szkoła
wydawały się....zbyt zwykłe.
No, ale jakoś trzeba było żyć. JAKOŚ.
Lekcje szybko minęły, i Marika już była w domu.
- Cześć córeczko! - powitał córkę ojciec Mariki – Jak tam w
szkole?
- Dobrze! - krzyknęła Marika siadając do komputera.
- Od razu do komputera? - mama Mariki zmarszczyła brwi
- Maamoo! - jęknęła Marika – czekam na ważnego e-malia.
Umówiłam się z Amelką na boisko, a godzinę miała mi podać
e-maliem.
- Masz pół godziny! - krzyknęła mama, i zamknęła drzwi od
pokoju Mariki. Ona przewróciła oczami, i weszła na GG. Zobaczyła,
że Amelka jest dostępna, i że dołączyła ją do jakiejś grupy o
nazwie ŻYWIOŁY. Należał też do niej Arek i Mateusz. Marika od
razu zrozumiała o co chodzi, i weszła na czat
<Marika:)> Hej. Co z
treningiem?
<Amelka> Może za
piętnaście minut na boisku, hmm?
<Mateusz> Nie, ono jest
zakryte, nie dotrzecie tam beze mnie.
<Arek> To pasuje za
dziesięć minut na podwórku?
<Marika:)> Mi pasuje
<Mateusz> Mi też
<Amelka> to załatwione,
ok? Weźmy jakąś wodę czy coś
<Arek> Wodę, hmm? :D
<Mateusz> :D
<Amelka> No, coś do
picia;-)
<Marika:)> i coś do
jedzenia, ok?
<Mateusz> i może
jeszcze koc piknikowy, hmm? :D
<Arek> Ok, ja już
spadam. Do zobaczenia zaraz! :P
<Amelka> Ok, ja też
już idę.
Marika też wyszła z czatu.
Wzięła swój plecaczek, i dała tam puszkę coca-coli (ze swoich
tajnych zapasów słodyczy. Mama Mariki nie uznawała żadnych
słodyczy i niezdrowych rzeczy), paczkę jabłkowych chipsów, i
portfel. Po krótkim namyśle wrzuciła tam też telefon. Jednak
nigdy nie wiadomo co się może stać. Mimo wszystko – była
strasznie poddenerwowana. Oto się zaczyna trening! A co jak jej nie
wyjdzie? Albo się skompromituje?
Arek też miał podobne obawy.
Najbardziej się bał, że zrobi coś głupiego przy Amelce. Sam nie
wiedział czemu przy niej chciał wypaść jak najlepiej. Dlaczego?
Przecież to zwyczajna dwunastolatka. Zaraz. Nie zwykła. On też nie
jest zwykłym dwunastolatkiem. Od wczoraj jest...NIE ZWYCZAJNYM
chłopakiem. Jest...no..sam nie wie czym. Jakimś współczesnym
herosem? To jakoś nie napawało go optymizmem. A jak nie będzie
umiał zapanować nad mocą? I nic z tego nie wyjdzie? Albo gorzej –
zacznie się zmieniać bez jego wiedzy?
Mateusz nie miał takich obaw.
On się nie bał – raczej cieszył z możliwości przygody.
Oczywiście, i do niego przychodziły takie myśli – a co jak nie
będę umiał nad tym zapanować? Jednak on je odrzucał, tłumacząc
sobie, że NAPEWNO da radę nad tym zapanować.
Wybiegł na dwór. Jego rodzice
wiedzieli o jego pasji do sportu, i nawet się nie pytali gdzie
idzie. Mateusz bardzo to sobie cenił. Wiedział tylko tyle, że musi
wrócić przed 19. Chłopak rozejrzał się po podwórku. Stała tam
ta dziewczyna od wody. Rozmawiała z Arkiem. Mateusz podbiegł do
nich.
- No i jak tam? Co wzięliście?
- powiedział to tak niespodziewanie, że Arek aż podskoczył.
- Yy..jedzenie...i coś do
picia... - wyjąkał przestraszony. - A, to tylko Ty – odetchnął
z ulgą.
- Kogo brakuje? - spytała
Amelka, kręcąc kosmyk włosów
- Mariki – odpowiedział Arek.
- Ale już biegnie, widzisz?
Faktycznie, z klatki wybiegła
dziewczyna.
- Jestem gotowa – wysapała –
idziemy?
- Jasne! - krzyknął
entuzjastycznie Mateusz – chodźcie!
Zaczął prowadzić całą
trójkę przez miasto. Najpierw doszli do szkoły gdzie chodziła
Marika i Amelka. Jednak zamiast pójść do niej Mateusz okrążył
ją po czym wszedł w zarośla obok murów szkoły.
- Mamy TAM iść? - spytała
Amelka
- No tak – Mateusz wystawił
głowę z zasłony liści – Właźcie!
- No dobra – westchnęła
Amelka, po czym weszła w liście, delikatnie je odgarniając. Po
niej dosłownie wskoczyła w gęstwinę liści Marika, a na końcu
wszedł Arek. Obejrzał się za siebie, czy nikt ich nie śledzi.
- Chodźcie! - popędzał resztę
Mateusz. Znaleźli się w jakby tunelu otworzonym z muru szkolnego i
krzaków.
- Okej, okej – jęknęła
Amelka otrzepując się z traw i liści. - Tak w sumie, to ile
jeszcze?
- Koło dwóch minut –
uśmiechnął się Mateusz – Cierpliwości, zaraz będziemy
Faktycznie, po chwili cała
czwórka znajdowała się na dużym, pustym placu który od biedy
można nazwać „boiskiem”.
- A..ha – powiedziała Marika
po długiej chwili ciszy. - Ale przynajmniej nikogo tu nie ma, co
nie? - stwierdziła optymistycznie.
- Okej, zaczynamy się szkolić
– stwierdził Arek – nie możemy tracić czasu. Dawajcie,
zaczynamy przemianę.
- Quatuor elementorum multitudo
habentur! - wykrzyknęli wszyscy razem trzymając się medalionów
lub pierścieni.
Zaczęli się zmieniać. Obok
Mateusza pojawił się wielki pierścień ognia. Po chwili chłopak
znalazł się w środku pierścienia. Mateusz stał z odważną miną.
Nie bał się. Przecież to on ma władać ogniem, więc czego ma się
bać? Zresztą, nie było mu nawet odrobinę cieplej. Mateusz czuł,
jak jego ciało napełnia się jakimś dziwnym ciepłem – od stóp
do głowy. Nagle płomień zniknął a przed Amelką, Mariką i
Arkiem pojawił się przemieniony Mateusz. Wyglądał tak jak
wcześniej. Peleryna, pomarańczowy T-shirt, i czerwone spodnie.
Może miał więcej odwagi w swoich niezwykłych, jasnych oczach.
Marika została uniesiona w
powietrze i otoczona czystym powietrzem, bez żadnych śmieci. Marika
uśmiechnęła się do siebie. I pomyśleć, że jeszcze parę dni
temu marzyła o takich mocach, a teraz je MA. Okręciła się w
powietrzu, po czym lekko i wdzięcznie stanęła na ziemi. Wyglądała
tak jak wcześniej – krótka, srebrna sukienka, długie srebrne
buty...
Chyba sobie kupię jakieś
srebrne bransoletki, pomyślała Marika. Ledwo to pomyślała, na jej
dłoni pojawiły się dwie srebrne bransoletki.
Tylko ja mam taką moc, czy inni
też mają? - pomyślała sobie Marika. Zerknęła na Amelkę. Ta
znajdowała się w wielkiej kropli wody. Marika zmrużyła oczy.
Przez chwilę nie mogła dostrzec przyjaciółki. Jednak po kilku
sekundach woda opadła, i pojawiła się przed nią Amelka – cała
i zdrowa, w swojej niebieskiej sukience.
- Wiesz, że możemy zmieniać
swój wygląd? - spytała koleżankę zachwycona Marika
- Serio? - Amelka była
zaskoczona. - Okej...chcę mieć... taką zgrabną błękitną
bransoletkę! I chcę, żeby moje włosy były spięte w wysokiego
warkocza!
Ledwo to powiedziała, a już
zmiany były widoczne – jej włosy SAME SIĘ ZAWIĄZAŁY, a na jej
ręce pojawiła się błękitna bransoletka.
- WoW! - szepnęła Amelka –
to jest EKSTRA!
Arek uśmiechnął się pod
nosem słysząc co mówi Amelka. Nagle poczuł jakiś jakby delikatny
dotyk. Obejrzał się nerwowo. To był bluszcz i inne rośliny! Po
prostu go OBROSŁY! Po chwili zmieniły się w zieloną bluzkę i
brązowe dżinsy. Do tego na nogach miał conversy. Zielone. Po
chwili rośliny się cofnęły do środka ziemi.
- Hej, wiecie, że możemy
zmieniać swój wygląd? - krzyknęła zachwycona Amelka.
- Serio? To ja bym poprosił coś
innego zamiast tych badziewnych ciuchów – stwierdził Mateusz. -
Co mam zrobić?
- Powiedz co chcesz mieć na
sobie, gdzie i jakie a to się pojawi!
- Okej. To ja poproszę coś
pasującego do superbohatera a jednocześnie nie idiotycznego.
Coś w rodzaju kostiumu spidermena, ale bez maski.
Dookoła Mateusza pojawił się
płomień. Trójka przyjaciół się cofnęła. W końcu to nie oni
byli odporni na ogień. Nagle ogień zniknął a Mateusz miał na
sobie kostium super-mana w pomarańczowych i żółtych barwach. Do
tego peleryna i rękawiczki. Mateusz przyjrzał się sobie.
- No..to to mi się podoba –
stwierdził z zadowoleniem.
- To ja nie chcę być gorszy! -
stwierdził Arek z uśmiechem – Chcę coś takiego samego jak
Mateusz, tylko, że w moich barwach. Czyli zieleń i brąz. Już!
Ledwo powiedział „już” a
jego strój zaczął się zmieniać. Na miejsce bluzki i spodni
pojawił się kostium. On po prostu się pojawił, wsiąkł w niego
jakby był jego częścią. Arek uśmiechnął się tym swoim
uśmiechem przebiegło-miłym-ukrywającym coś.
- Panie i panowie..przed
państwem...niesamowity ARKADIUSZ! - ukłonił się. Chciał mówić
dalej, kiedy poczuł silny podmuch powietrza...
Prawie się nie przewrócił.
Jednak wystarczył mocniejszy dotyk nogą ziemi aby ta się
zatrzęsła.
- Powariowałeś? Chcesz żeby
cały świat się dowiedział, że tu jesteśmy? - powiedział z
udawanym oburzeniem Mateusz. Mateusz oprócz umiejętności
sportowych był wspaniałym aktorem.
I – dla żartu – wysłał w
stronę Arka płomień.
- ZWARIOWAŁEŚ? ON NIE JEST
ODPORNY NA OGIEŃ! - wrzasnęła Amelka i ugasiła ogień małym
strumieniem wody który wystrzelił z jej palców.
- Nadal mamy te moce –
stwierdziła Marika po chwili ciszy – teraz pytanie za milion
punktów: jak je ćwiczyć?
I po co? - dodała w myślach.
Przecież nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo. Chyba. Marika
mimo wszystko poczuła się nieswojo. Obejrzała się nerwowo
dookoła. Nikogo.
- Jak je ćwiczyć? To proste –
stwierdził Arek – każemy sobie co mamy zrobić naszymi mocami i
musimy to zrobić. Proste? - spytał, i w tym momencie dookoła niego
zaczęła rosnąć gęsto trawa i kwiaty.
- Jasne – parsknęła śmiechem
Amelka. Arek zmieszany próbował zniszczyć te rośliny. Nic z tego.
Tylko rosły coraz większe i gęstsze
- Właśnie musimy czegoś
takiego uniknąć – powiedział Mateusz chichocząc – rozumiecie?
- Tak – stwierdziła Marika –
Nie przedłużajmy i zaczynamy!
Skupiła się na swojej mocy. To
ja nad nią panuję a nie ona nade mną – powtórzyła sobie w
myślach. Wzięła głęboki oddech i pomyślała co ma stworzyć.
Chcę zacząć latać. Jestem lżejsza niż powietrze, jestem lżejsza
niż powietrze unoszę się w powietrze – powtarzała sobie Marika
w myślach. I faktycznie – lewitowała w powietrzu. Teraz zaczęła
jakby nurkować, tylko że nie musiała się wynurzać aby zaczerpnąć
powietrza. To było niesamowite uczucie. Latała w tą i z powrotem
po pustym placu. No, PRAWIE pustym. Stali tam jej przyjaciele.
- Uważaj, żeby Cię inni nie
widzieli! - ostrzegła koleżankę Amelka. - Okej...to ja chcę TUTAJ
małe źródełko.
Amelka skoncentrowała się na
swojej mocy. Tam MA być źródło – powiedziała sobie cicho pod
nosem, i pokazała ręką na kępkę trawy.
Ledwo to zrobiła, a z jej
palców wystrzelił promień lśniąco niebieskiej smugi. Promień
doleciał w błyskawicznym tempie do wskazanego miejsca, zawirował,
i...pojawił się mały strumyczek! Zaczął płynąć po suchej
ziemi mieszając się z piaskiem i robiąc błotko.
- To działa – szepnęła do
siebie uszczęśliwiona nie przestając kontrolować strumyczka.
Jednak wystarczyła ta krótka chwila dekoncentracji, aby strumień
zaczął zamieniać się w wielką rzekę. „Strumyczek” zaczął
rozlewać się po boisku. Zaczynał być coraz większy i trudniejszy
do opanowania. Amelka wzięła dwa głębokie oddechy, po czym
skierowała ręce na rzekę.
- Amelka, powstrzymaj to! -
krzyknął Mateusz który właśnie zaczął rozpaczliwą ucieczkę
przed rzeką. Amelka zerknęła kątem oka na Arka.
Chłopak starał się
„wyczarować” wysokie i mocne drzewa, jednak bał się, że
powstaną jakieś wielkie krwiożercze potwory-rośliny.
- Arek, nic nie rób! Wszystko
jest pod kontrolą! - krzyczała Amelka widząc zamiary chłopaka.
Skierowała ręce na wodę, po czym przyciągnęła je do siebie.
Woda cofnęła się, po czym całkowicie zniknęła.
Amelka odetchnęła z ulgą.
Musi być zawsze spokojna i opanowana. Jak zawsze. Czemu teraz się
rozproszyła? To mogło się skończyć tragicznie...
- Wszystko w porzo? - usłyszała
głos z góry. To Marika latała zaniepokojona nagłą zmianą
strumienia w rwącą rzekę.
- Tak...wszystko ok –
wyjąkała, zdając sobie sprawę, że jest lekko zmęczona. No cóż,
po raz pierwszy w swoim życiu powstrzymała powódź którą
przypadkiem wywołała.
- No chyba nie do końca ok –
Mateusz był lekko uszczypliwy, ale bardziej zaniepokojony.
- To nic takiego – Amelka
okazywała kamienną twarz – Ćwiczmy dalej.
- Masz rację – poparł ją
Arek – A widzicie, że wszyscy musimy uważać. Jesteśmy...
- Chodzącą bombą atomową
która w każdej chwili może wybuchnąć? - wtrąciła Marika krążąc
dookoła rozmawiających
- Coś w tym rodzaju –
stwierdził Arek.
- Dlatego ćwiczymy – rzucił
słuszną uwagę Mateusz – a teraz, do dzieła! Nie mamy tu
wieczności.
Z tymi słowy odszedł nieco od
wszystkich i zaczął tworzyć mniejsze i większe pierścienie
ognia. Kiedy unosił ręce – one rosły lub się pojawiały, a
kiedy opuszczał ręce – gasły. Mateusz patrzył na to
zafascynowany. Od zawsze ogień go interesował. Stworzył małe
płomienie na czubkach palców. Nic nie czuł.
- Hej, Arek! - zawołał kolegę
– Chodź tu na chwilę!
Arek podbiegł do Mateusza
- O co chodzi?
- Zrobiłbyś mi taki wielki
las...cały do zniszczenia? - spytał Mateusz. Brzmiało to jednak
bardziej jak rozkaz, a nie prośba. Na czubkach palców chłopaka
nadal tlił się ogień.
- okej – Arek chciał sprawiać
wrażenie, że to nic takiego dla niego, jednak trochę się bał.
Nie poznał swoich możliwości. Włada nad ziemią. Okej. Ale co to
znaczy w praktyce? Odkrył już, że wpływa na rośliny. I na
trzęsienia ziemi. Ale czy na coś jeszcze? No dobra. Zrobi to.
- Chcę lasek złożony
z...dębów – powiedział pierwsze drzewo które przyszło mu na
myśl. - Już! - krzyknął. Pokazał ręką obszar, gdzie mają być
drzewa, po czym z jego ręki wystrzelił zielony promień. Obleciał
obszar który Arek pokazał dłonią...po czym zaczęły rosnąć tam
drzewa! W błyskawicznym tempie. Po około minucie było już tam
około dwudziestu dębów o długościi dwóch metrów. A drzewa
nadal rosły!
- Dosyć! - krzyknął Arek
pokazując na rosnące drzewa. W jednym momencie dęby przestały się
rozrastać.
- Okej. Dzięki! - Mateusz
powiedział to tak jakby dziękował za pożyczony długopis a nie za
sprawienie, żeby wyrósł tutaj las.
- Nie ma za co – powiedział
Arek patrząc jak Mateusz niszczy drzewa w dziesięć sekund za
pomocą ognistych kul.
Co ON może wyćwiczyć? Jak
większy las stworzy? Niee...czemu inni dostali fajne moce a on jakąś
ziemię? Zerknął na Mateusza który był zajęty niszczeniem tego
co zostało z jego lasu ogniem. Popatrzył na Marikę, która fruwała
z wiatrem, i tworzyła małe trąby powietrzne. A Amelka...właśnie,
gdzie ona jest?
- Wszystko w porządku? -
spytała Amelka. Stała obok niego. Uśmiechnęła się lekko. -
Wydajesz się smutny.
- Nie, to nic takiego –
usiłował się uśmiechnąć
- Arek.. - Amelka spojrzała w
jego zielone oczy. - Nie oszukuj. Coś Cię trapi.
Arek westchnął
- Tak. Nie znam możliwości
mojej mocy. Wydaje mi się...kiepska.
- Oj, Arek – zaśmiała się
Amelka – a PRÓBOWAŁEŚ coś z nią zrobić, hmm?
- Tak. Udało mi się stworzyć
las który Mateusz zniszczył w dziesięć sekund – stwierdził
markotnie.
- Ale tam, w piwnicy wywołałeś
trzęsienie ziemi. Pamiętasz?
Faktycznie. To było parę dni
temu, a wydaje się, że było tak dawno...
- Taak – przyznał niechętnie
– ale co teraz, mam wywołać trzęsienie ziemi?
Amelka się roześmiała
- Nie wiem...to twoja moc.
Pokaż, co potrafisz!
Po czym poszła do swoich
ćwiczeń. W miejscu gdzie wskazała ręką wystrzeliło małe
źródełko. Amelka tak pokazywała rękami, że po chwili źródełko
wyglądało jak fontanna w kształcie kwiatu. Woda układała się
płasko na płatki. A po środku – duża, płaska kula – środek
kwiatu. Arek westchnął z podziwem. Ale ona jest utalentowana! A on,
co ma zrobić?
Nagle Arek wpadł na wspaniały
pomysł
- Skoro mogę kontrolować
ziemię.. - powiedział – To niech tutaj – pokazał ręką na
boisko – pojawi się...wielki, piaszczysty kanion!
Kiedy to powiedział, ziemia
lekko zadrżała. I już po chwili – zaczął pojawiać się
kanion! Część ziemi zapadła się, a druga część uniosła się
w górę.
- Ej...co się dzieje? - spytał
Mateusz. On się znajdował na tej części która pięła się w
górę. Mateusz się przewrócił. - CO jest?
- Nie wiem! - odkrzyknęła
Amelka. Ona była na tej niższej części kanionu.
- A ja wiem! - uśmiechnął się
Arek. Kiedy kanion się już uformował zaczęła znikać trawa.
Pojawił się piasek – czerwony i pomarańczowy.
Po chwili kanion już był
uformowany
- No..okej – stwierdziła
Marika – Masz fajną moc. A teraz spraw, żeby to COŚ zniknęło
zanim ktoś tu przyjdzie i wezwie policję!
Arek uśmiechnął się. Teraz
wie, co jeszcze UMIE zrobić.
- Okej! - uniósł ręce, po
czym gwałtownie je opuścił – Uważajcie! - zdążył jeszcze
krzyknąć, kiedy piasek zaczął zsypywać się do kanionu. Po
chwili kanion zaczął znikać w ziemi – po prostu znikał. Niższa
część poszła w górę, a wyższa zaczęła się zapadać, aż w
końcu na miejscu kanionu było płaskie boisko. Pokryte rzadką
trawą.
- No...ŁAŁ – powiedziała
Amelka – I Ty twierdzisz, że TWOJA MOC JEST KIEPSKA?
- Sorki, muszę już iść –
powiedział Mateusz – za dwadzieścia minut mam trening z piłki
nożnej. Popatrzcie, tu jest taka brama. - wskazał na zardzewiałą
bramę mało widoczną wśród krzaków. - Znajdziecie się na ulicy
obok galerii handlowej.
- Ej, nie tak prędko! -
zawołała Marika – chcesz pójść do ludzi w stroju supermana z
mocą podpalenia czegokolwiek zechcesz?
Arek zachichotał
- Faktycznie, musimy uważać.
Chodź Mateusz!
Całą czwórką stanęli w
kręgu.
- Finis! - powiedział Mateusz.
Reszta też wypowiedziała to słowo, które łączyło ich ze
zwykłym życiem.
I nagle dzieciom zaczęły
znikać kostiumy, a pojawiać się normalne ubrania. Po chwili po
dawnych superherosach nie było śladu. Była tylko czwórka
przeciętnych dzieci. Jednak oni wiedzieli, że NIE SĄ przeciętni.
Są jedyni. Wyjątkowi.
Wybrani.
- No to pa! - powiedziała
Amelka – może jutro o tej samej godzinie? - zaproponowała
- Może. Umówimy się przez GG
albo Skype – powiedział Arek.
- Okej. To pa! - Amelka mocowała
się z bramą. Dopiero kiedy ją kopnęła, otworzyła się ze
zgrzytem. Dziewczyna przez nią wyszła. Po niej Arek, Mateusz i w
końcu Marika. Ona – jako ostatnia – domknęła bramę.
Boisko opustoszało.
Do bramy podszedł wysoki
mężczyzna w szczelnie naciągniętym płaszczu. Mimo, iż było już
ciepło, jak to w połowie marca mężczyzna był jeszcze w grubym,
burym szaliku który był owiniętym dookoła twarzy. Mężczyzna
dotknął bramy tak, jakby bał się, że zaraz wybuchnie. Syknął
cicho, po czym wyjął z dużej kieszeni swojego płaszcza metalową,
małą kulkę. Nacisnął ją, po czym zaczął mówić twardym i
zimnym jak stal głosem
- Mam pilną wiadomość do
pułkownika – wycharczał – znaleźliśmy je...
***
W największym budynku New World – ogromnym wieżowcu – Kevin Max
podziwiał swoje królestwo. Ze szczytu tej ogromnej budowli wszystko
było widać – ulice, bloki, domy, sklepy i ludzie, mnóstwo ludzi.
A to wszystko pod jego władaniem. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
A pomyśleć, że był zwykłym człowiekiem...aż do tamtego dnia
kiedy zdobył tą moc. Wzdrygnął się lekko. Podniósł lekko rękaw
od swojej białej koszuli. Na jego lewej ręce widniał czarny tatuaż
w kształcie zaciśniętej pięści.
Ile on musiał dać za to, że może władać tym...nędznym New
World...on powinien być władcą całego świata! I niedługo tak
będzie...
Nagle drzwi od windy się otworzyły. Wyszedł z niej mężczyzna w
długim płaszczu. Jednak kiedy Kevin spojrzał w jego twarz –
okazało się, że on NIE MA twarzy. Na jej miejscu była tylko
bezkształtna mgła, która przybierała najróżniejsze postacie.
Kevin
lekko się cofnął, jednak nie wyglądał na przestraszonego
-
Czego chcesz, pułkowniku? - spytał krótko
- Mój
szpieg donosi, że czwórka dzieci odnalazła Jerrego – na imię
„Jerry” Kevin się skrzywił. Pułkownik też nie wyglądał –
o ile mógł jakoś wyglądać – na zadowolonego
- Nie
mogłeś nic zrobić? - spytał z niesmakiem, strzepując pyłek ze
swojej marynarki
-
Niestety, smarkacze są inteligentne. Odkryły moce, które... -
pułkownik skinął porozumiewawczo głową
- Nie
obchodzą mnie żadne moce! - ryknął Kevin. Westchnął, chcąc się
uspokoić – No, i? - ponaglił
- Na
razie nicc o nich nie wiemy – syknął pułkownik – ale nasi
szpiedzy ich obserwują. Niedługo, mój panie nie długo dosstaniesz
o nich wszyssstkie informacje jakie tylko chceszszsz
- To
na co czekasz? – powiedział niecierpliwie. - Idź już.
Pułkownik
skłonił się, i wszedł do windy, po czym zjechał na dół
-
Czyli nasz drogi Jerry się pozbierał tak? - warknął Kevin do
siebie – to tym razem się nie pozbiera
***
Violetta stukała palcami o klawiaturę swojego nowego laptopa.
Pisała swojego bloga. Pisała tam o wszystkim – głównie o
modzie, o swoich koleżankach i o Marice. Jej blog był popularny
wśród dziewczyn podobnych do niej – bogatych i samotnych.
Samotnych? Violetta pokręciła głową. Czemu jej się wydaje, że
jest samotna. Ma przecież swoje przyjaciółki, prawda?! No
ma przecież! Więc dlaczego ubzdurała sobie, że jest samotna?! To
kłamstwo!
Na klawiaturę spłynęła jedna łza. Nie, ona jest szczęśliwa.
Przecież ma wszystko czego chce, prawda? To czemu nie potrafi się
tym cieszyć?!
Violetta wyszła ze swojego gigantycznego pokoju i poszła do
wielkiej kuchni. W całym domu było cicho. Otworzyła lodówkę i
napiła się coca-coli. Wzięła jeszcze małe pudełko lodów, i
rurki z kremem czekoladowym. Nikt nie zaprotestował, że na kolację
powinna nie jeść słodyczy. Nikt z osób sprzątających dom nie
mógł się do niej odezwać. Tylko korepetytor.
Violetta jadła lody jednocześnie oglądając zdjęcia z nocowanek.
Na każdym – dziewiątka roześmianych, i szczęśliwych dziewczyn.
Violetta dołączyła je do swojego posta o nocowankach. Opisała jak
się „wspaniale bawiły” na nocowankach. Przecież to prawda. To
dlaczego ona w to nie wierzy?
Kopnęła swoją fioletową pufę. W pufie pojawiło się małe
wgniecenie. Dlaczego ona nie potrafi się cieszyć tym, co ma?! Czego
jej brakuje?
Rozejrzała się po ogromnym pokoju. Wielkie, białe biurko. Na nim
iPhone 6, iPod Air 3 i laptop. Nowe, oczywiście. Szafa wielka jak
całe mieszkanie. W niej – mnóstwo stroi na każdą okazję.
Samych adidasów Violetta miała chyba trzydzieści. Obok szafy
ogromne łóżko z miękką kołdrą i poduszką. A nad łóżkiem –
tak, żeby było widać – ogromna plazma. Obok łóżka –
półeczka z wielkim radiem. Na środku pokoju – wielka pufa i
futrzany dywan.
Violetta wiedziała czego jej brakuje. Nie chciała się tylko do
tego przyznać, ale to przecież było jasne. Brakowało jej
przyjaciół.
***
Wkrótce codzienne ćwiczenia przestały być dla Mateusza czymś
nowym. Stało się to rutyną, czymś zwykłym, co się powtarza. Jak
treningi z piłki nożnej.
Mateusz odkrył jeszcze inne możliwości swojej ognistej mocy. Może
roztapiać przedmioty skinięciem ręki. Mógł też sprawić, że
zaczynają się palić.
Mateusz nie umiało określić czym różni się skinięcie którym
powoduje, że rzeczy się topią od tego, czym przywołuje kule lawy.
Po prostu – jak chciał kulę lawy to była kula lawy. Jak chciał
roztopić trochę ziemi – to ją topił. I już.
Oczywiście nie było tak prosto. Już parę razy całej trójce (on
przecież był odporny na ogień) groziło spalenie, zwęglenie,
rozpuszczenie, wyparowanie itp. Jednak..nadal tam przychodzili.
Wszyscy. Mimo niebezpieczeństwa ze strony swoich przyjaciół.
Mateusz się wzdrygnął. Nie brzmiało to zachęcająco. Mimo, iż
chłopak rzadko się nad czymś zastanawiał – zawsze działał pod
wpływem uczuć – tym razem musiał trochę nad tym podumać. Z
dnia na dzień odkrywali kolejne możliwości swoich mocy. Jak?
Mateusz nie był w stanie tego wytłumaczyć. Po prostu, jakby się
tego uczył. Jak w szkole. To było jednocześnie wspaniałe i
niebezpieczne. Mateusz nigdy nie wiedział co tym razem odkryje.
Nie tylko on odkrywał swoje nowe moce. Arek odkrył, że może
jeszcze władać tym, co pod ziemią. Mógł w każdej chwili
powiedzieć gdzie znajduje się jakieś podziemne źródełko albo
inne rzeczy. Marika odkryła, że może unosić palcami inne
przedmioty. Po prostu – pokazywała na jakiś przedmiot, a on
zaczynał lewitować. I Marika mogła nim sterować. A Amelka mogła
robić ogromne kule wody. I mogła kontrolować temperaturę wody –
raz mogła mieć 100 stopni Celsjusza, a raz być jak płynny lód.
Amelka mogła tak robić nie tylko z wodą, ale ze wszystkimi
cieczami i płynami na ziemi. To było niezłe.
W ogóle byli nieźli. Żeby w parę godzin dziennie nauczyć się
panować nad swoją mocą! No, owszem, czasami zdarzały się
wypadki, ale to było czasami. A czasami każdemu coś się
może zdarzyć.
***
Marika założyła bloga. O swoich marzeniach, i o tym, że się
spełniają.
No bo przecież jej marzenie się spełniło. Chciała mieć moce
żywiołów – i je ma...! Czy to nie jest wspaniałe? Niesamowite?
Marika była po prostu wniebowzięta. Dosłownie. Przecież spełniły
się jej marzenia!! Wszystkie w ciągu paru dni! Marika była
zachwycona. Tylko nieco przeszkadzały jej dwie rzeczy. Jedną było
to, że nie mogła używać mocy przy innych. A drugą...no cóż,
była szkoła.
Ona
chciała przygody, czegoś nowego, niezwykłego. A nie zwykłej
szkoły. Uważała, że powinni zostać w domu, żeby się wyćwiczyć.
No, ale trudno. Przecież to miało zostać w sekrecie. MIAŁO. Ale
Marice tak trudno było powstrzymać się od powiedzenia „Wiecie,
mam super-moce którymi mam uratować świat” po czym
zaprezentowania ich na żywo. Przecież to była taka pokusa...Jednak
się powstrzymywała. JAKOŚ. Przecież nikt jej nie lubił. Wszyscy
uważali ją za jakąś idiotkę, prawda? A gdyby tak im pokazała
swoją moc...wtedy zaczęli by ją traktować na poważnie. Jednak
wiedziała, że nie może. Po prostu nie może. A co jakby straciła
panowanie nad mocą?
No
ale te zwykłe lekcje...takie nuudne.. O, na przykład WF. ZNOWU mają
biegać dookoła sali. Po co? Nagle Marika poczuła, że się o coś
potyka, traci równowagę i leci na twardą drewnianą podłogę w
sali gimnastycznej. Marika poczuła pulsujący ból w nosie.
Violetta
z udawaną troską podbiegła do Mariki
-Nic
Ci nie jest? – powiedziała zatroskanym tonem - Nie chciałam,
przepraszam – powiedziała, po czym zaczęła się śmiać. Jej
przyjaciółki również zaczęły chichotać. Violetta była
zachwycona. Nareszcie upokorzyła tą Marikę. Teraz wyjdzie na
łazęgę. Nareszcie to nie ona zostanie upokorzona przez nią, tylko
na odwrót...
Marika
podniosła się z ziemi. Poczuła coś mokrego na ręce. Krew.
Poczuła jak gniew w niej narasta. Czemu ta idiotka może sobie nią
pomiatać, a ona nie może nic zrobić?
Nie...tak
w sumie to może coś zrobić...a nawet...powinna to zrobić.
Marika poczuła nieodpartą pokusę wypowiedzenia słów Q i
załatwienia tej idiotki raz na zawsze. Żeby zobaczyła, że inni
też się liczą.
-
Ooo! - szydziła Violetta – i jak tam, marzycielka?
Pan
od WF-u na nic nie zwracał uwagi, tylko słuchał muzyki przez
słuchawki. Tak przeważnie wyglądała lekcja WF-u: słabsi są lani
przez silniejszych a nauczyciel na nic nie zwraca uwagi.
A
teraz to ona, Marika ma szansę być tą silniejszą....
-
Quatuor elementorum multitudo habentur – szepnęła ściskając
mocno medalion zakrwawionymi rękami. Nie zwracała na nic uwagi: na
krew cieknącą jej po brodzie, na śmiejącą się Violettę, na
biegające nadal w kółko dzieci. Po koło dwóch sekundach zaczęła
się zmieniać: na miejscu stroju gimnastycznego pojawił się
srebrny kostium wraz z butami. W jej włosach pojawiły się
srebrzyste pasemka. Wyglądała trochę jak Artemida z mitologi
greckiej. Brakowało jej tylko łuku. Jednak teraz nie wyglądała
pięknie: była wściekła.
-
Oo...e..ej! - urwała Violetta widząc wygląd Mariki – co się jej
stało? Jak ona wygląda? Ej, ona się przebiera za greckich bogów!
- zaśmiała się nerwowo. Kilku chłopaków i parę dziewczyn
podbiegło do Mariki, jednak nikt nie widział jej kostiumu. Widzieli
tylko Marikę, która zachowuje się dziwnie.
-
Nie. - głos Mariki był zimny, okrutny i chłodny jak stal. – nie
przebieram się za greckich bogów.
Nagle
w pokoju zaczął wiać okropnie mocny wiatr. Z drabinek pozlatywały
piłki, i zaczęły krążyć po sali. Niektóre dzieci zostały
wciągnięte w wir powietrza. Kiedy słuchawki nauczyciela zostały
wciągnięte do wiru, on zareagował
- Co
się dzieje, do jasnej Anielki?!
Dzieci
piszczały, krzyczały i płakały, niektóre próbowały się czegoś
trzymać, ale i tak zostawały wciągnięte w wir. Tylko Marika stała
nie wciągnięta. Stała i śmiała się okrutnym, zimnym śmiechem
szaleńca.
Nagle
w zniszczonej sali gimnastycznej pociemniało. Na parę sekund
zapadła całkowita ciemność. i wir zniknął. Tak samo jak
niezwykły strój Mariki. A ona...siedziała oszołomiona na ziemi.
-
Co..się... stało? - wyjąkała – Co..ja...zrobiłam?
Inni
uczniowie kiedy tylko spostrzegli, że już nie fruwają w powietrzu
zaczęli z wrzaskiem uciekać. Inni stali oszołomieni tym co się
stało.
Sama
Marika nie wiedziała co ona zrobiła. Co ją opętało? Ale czy ktoś
wie, że to ona? Jakim cudem ta trąba powietrzna zniknęła?
I..dlaczego? Oh, dlaczego ona się dała jakiejś pokusie? Skoro to
pierwszy dzień, to jak będzie potem? Nie, ona chyba nie da rady.
Dlaczego? Jak? Jakim cudem? I jak ta trąba zniknęła?
Violetta zaczęła krzyczeć
Violetta zaczęła krzyczeć
- To
ona!!! To ta wariatka!! To ona spowodowała ten wir!! Widziałam na
własne oczy!! Tylko ona nie została wciągnięta przez tą dziwną
trąbę powietrzną!! Widziałam jak się śmiała!!! Powinni ją
zamknąć w poprawczaku!! Albo w domu wariatów!!!
Coraz więcej osób przybiegło słuchać krzyku Violetty. To ona rządziła w klasie, więc to jej się słuchali. Zarówno dziewczyny, jak i chłopacy. Trzydzieści osób na jej rozkazy.
Coraz więcej osób przybiegło słuchać krzyku Violetty. To ona rządziła w klasie, więc to jej się słuchali. Zarówno dziewczyny, jak i chłopacy. Trzydzieści osób na jej rozkazy.
Marika
nie miała większego wyboru. Nadal oszołomiona tym co zrobiła
wybiegła ze szkoły.
- Co
ja robię? - pomyślała już poza szkołą. - przecież rodzice mnie
zabiją...
Marika
zwolniła tempo i się obejrzała. Nikt jej nie gonił. Przysiadła
na chodniku, i się rozpłakała.
Po
prostu płakała. Nie obchodziło ją co ludzie pomyślą kiedy
zobaczą na chodniku płaczącą jedenastolatkę w lekko zakrwawionym
stroju gimnastycznym (krew z nosa przestała już jej lecieć) w
rozczochranych włosach. Nie obchodziło ją to. Czuła się
okropnie. Przecież to ona to wywołała, prawda? Ona, a nie ktoś
inny. Nawet nie ważne jak niemiła jest dla niej Violetta. Przecież
mogła zginąć!! Mogła!! I nie tylko ona!! Inni uczniowie!!
Czemu..dlaczego ona jest taka głupia?! Przecież miała wszystko
wspaniale. Spełnione marzenia, przyjaciółkę, sposób na wolne
popołudnia...A ona musiała wszystko rozwalić. MUSIAŁA. Może
Amelka nie będzie chciała się z nią teraz przyjaźnić? Ona
przecież jest spokojna...tak jak Arek. A ona z Maćkiem...mają te
„wybuchowe” charaktery. Maciek bardziej. Ona to wie. To pewnie
dlatego jego żywiołem jest ogień. Amelka czasami jest...no, lubi
być w centrum uwagi i się trochę popisuje, ale ona też jest
spokojna. A Arek! On, zawsze stąpa twardo po ziemi. A ona...?
Marzycielka, która prawie nie zamieniła szkoły w ruderę? Czy
teraz inni będą ją chcieli? Przyjmą ją? A może...rodzice też
ją odrzucą, dowiedzą się o jej mocy i będą kazali zarabiać jej
przez to na odbudowanie szkoły? Marika straciła kontrolę nad swoją
wyobraźnią. Widziała różne straszne wizje. Łzy nie przestawały
płynąć jej po policzkach..
-
Wszystko ok?
Marika
podskoczyła. Obok niej stała Amelka i łagodnie się uśmiechała
- nie
– odpowiedziała pociągając nosem – co Ty tutaj robisz?
-
Poszłam za przyjaciółką potrzebującą pomocy – Amelka
przysiadła się do Mariki. Objęła ją delikatnie – co się
stało? Słyszałam, że w sali gimnastycznej była... - Amelka nie
dokończyła. Wiedziała, że Marika albo jej sama powie, albo się w
sobie zamknie. Amelka umiała się wczuć w drugą osobę.
-
Trąba powietrzna, huragan. Tak. To ja go wywołałam – Marika
znowu się rozpłakała – byłam taka wściekła na Violettę...ona
mi wszystko może robić a ja jej nic... - zaczęła opowiadać –
no i zamieniłam się. I wywołałam ten huragan. Wszyscy byli do
niego wciągani tylko nie ja. Potem już się nie opanowałam, i nie
mogłam przestać...a może i nie chciałam, nie wiem... - Marika
się rozkleiła – no i nagle zapadła całkowita ciemność,.
Całkowita...i moja moc...zniknęła...po prostu byłam sobą...tą
bez mocy...i pomyślałam.. że, że teraz nikt mnie nie chce..i
uciekłam. Ze szkoły. I teraz je-jestem tutaj. - zakończyła swoją
opowieść Marika i zapadła cisza. Amelka musiała wszystko to sobie
ułożyć w głowie. Jej najlepsza przyjaciółka prawie nie
rozwaliła całej szkoły bawiąc się swoją mocą. Jaka
nieodpowiedzialna! Amelka rzadko działała pod wpływem emocji.
- Nie
powinnaś tego robić – szepnęła cicho, jakby bała się, że
ktoś usłyszy
-
Wiem – chlipnęła Marika – ale NIE MOGŁAM się powstrzymać.
Zresztą – machnęła ręką – już za późno.
Amelka
chciała mówić dalej, jednak zamilkła. Widziała, że Marika
potrzebuje pocieszenia, a nie kazania na temat używania mocy.
- To
co teraz zamierzasz robić?
Amelka
użyła nieco ostrego tonu. Wiedziała, że jeżeli jej przyjaciółka
się nie weźmie w garść to będzie tu siedzieć i płakać.
- Nie
wiem. Chyba pogrążę się w otchłani rozpaczy do końca życia –
jęknęła Marika – Violetta tak się darła, że chyba każdy wie,
że to ja.
-
A...dom? Jak do niego wrócisz? Co im powiesz?
- Nie
wiem – Marika znowu zaczęła płakać
- Ej,
ej...spokojnie... - Amelka przytuliła Marikę – wiesz co? Ja bym
wróciła, i powiedziała, że tak się wystraszyłam tą dziwną
trąbą powietrzną, że uciekłam ze szkoły
-
Ale... Violetta się tak darła...że chyba każdy mnie podejrzewa
- Ee
tam! - Amelka machnęła ręką – myślisz, że jej uwierzą?
Przecież nie wiedzą, że masz moc, tak?
- No,
ale..pokazałam się im w stroju... - jęknęła Marika. Czemu ona
była taka głupia!?
- No
to wymyślisz coś. Ty tu jesteś od marzenia i kreatywnego myślenia
– Amelka mrugnęła do przyjaciółki. Marika uśmiechnęła się
słabo.
- A
to nie będzie kłamstwo? - spytała pociągając nosem
-
Kłamstwo! A myślisz, że to, że ukrywamy moce to nie jest
kłamstwo? - prychnęła Amelka. Nadal była nieco oschła w stosunku
do przyjaciółki, ale no cóż...była na nią zła. W taki sposób
narazić nowo odkryte moce? Żeby każdy o nich wiedział i traktował
je jak...no, dziwne? Odmienne? A co najmniej niebezpieczne?
-
Masz rację – Marika otarła ostatnie łzy – idę do rodziców.
-
Dobra decyzja – uśmiechnęła się Amelka – idź już, zanim
przyjdzie policja
-
Cała Amelka- mruknęła do siebie Marika. Wstała z chodnika, po
czym zaczęła iść do domu. Przez cały czas zastanawiała się,
jak najlepiej będzie to odegrać. Nagle wpadła na pomysł.
Otworzyła drzwi od klatki, po czym zaczęła rozpaczliwie pukać do
drzwi domu. Kiedy mama jej otworzyła, ona wpadła tam z jękiem
-
Marika! Co się stało? - mama była przerażona
-
W..w..w..szkoo-oole.. - jąkała się Marika –
by-była...wie-wielka...trąba pooowietrzna...HURAGAN! U-u-dało mi
się uciec...ale...to-o-o było o-o-okropne..
-
Ojej, słyszałam...Marika, masz wypij kakao, może coś zjesz? -
mama naprawdę wyglądała na przerażoną, i Marice było nieco żal
ją okłamywać. Nie mam wyboru – powtarzała sobie w myślach.
-
Pójdę się położyć – powiedziała Marika – dzięki za troskę
mamo.
W
pokoju Marika pogratulowała sobie sprytu, i położyła się do
łóżka.
Nie
zamierzała spać, jednak wywołanie huraganu i płacz tak ją
wyczerpał, że od razu zasnęła.
***
Arek
zadowolony poszedł do domu. Lekcje dzisiaj skończyły się o
godzinę wcześniej, więc planował obejrzeć telewizję z
Mateuszem, zrobić lekcje i pójść poćwiczyć moce. Arkowi szło
coraz lepiej. Odkrył, że może sprawić że dany przedmiot zapadnie
się pod ziemię, lub go spod niej wydobyć. Był taki zadowolony –
może sobie wreszcie wszystko planować.
Wszedł
do mieszkania utwierdzony w przekonaniu, że ma wszystko pod
kontrolą. Jednak widząc minę Maćka od razu pomyślał, że coś
nie tak
- Co
się stało? - usiadł obok niego na kanapie
-
Popatrz – pokazał na telewizor. Leciały wiadomości. Co ciekawego
może być w wiadomościach, pomyślał Arek ale usiadł i zaczął
oglądać. Po chwili zrobiło mu się słabo. Pokazywali jego szkołę!
I to dosłownie sprzed paru minut! To dlatego tak wcześnie skończyli
lekcje! A on nic nie zauważył..ciekawe, czy ktoś nie został
ranny?
-
dziwny huragan spowodował dużo zniszczeń w nowo wybudowanej sali
gimnastycznej – mówił prezenter tym nudnym, jednolitym głosem –
Na szczęście nikt nie jest ranny. Dzieci z piątej „a” które w
tym czasie miały lekcje wychowania fizycznego utrzymują, że ten
huragan nie był zwykły.
Jedna
z dziewczyn utrzymuje, że widziała swoją koleżankę w „stroju
greckiej bogini. I to ona kierowała tym huraganem!” - Arek
usłyszał głos Violetty, tej „nie koleżanki” Mariki. Po chwili
znowu zaczął mówić prezenter – Zniszczona sala gimnastyczna to
tylko jeden problem. Wiele nauczycieli odeszło. Szkoła dużo na tym
zdarzeniu straciła. Naukowcy twierdzą, że ten dziwny huragan
pojawił się przez...
Mati
wyłączył telewizję.
-
Wiesz o czym myślę?
- No
jasne – powiedział Arek – to MARIKA!
- Też
tak myślę – powiedział Mateusz – ale dlaczego? Przecież NIKT
Z NAS NIE MOŻE UŻYWAĆ MOCY NA SZKODĘ INNYCH!
-
Wiem – westchnął Arek – Musimy z nią porozmawiać. Zapytam się
Amkę gdzie ona mieszka, i czy może wyjść.
Mateusz
przygnębiony przytaknął. Coś dzisiaj nie miał ochoty na kłótnie.
Skoro ona – spokojniejsza od niego – tak łatwo i szybko
wykorzystała swoją moc w zły sposób, to co będzie z nim?
Przecież to on jest wybuchowy...on o tym wie. Dlatego tak lubi
sport. Może się wtedy wyżyć, wybiegać. A skoro ONA dała się
zwieść TAK SZYBKO I TAK ŁATWO..to co będzie z nim?
-
Amelka powiedziała mi, że za pięć minut mamy być na dworze –
głos Arka wyrwał go z zamyślenia – Idziesz?
- No
jasne! - powiedział, po czym wybiegł z mieszkania w niesamowitym
tempie. Arek zdziwiony niecodziennym zachowaniem kuzyna powoli –
stopień po stopniu – zszedł na dwór. Tam była już cała trójka
– oprócz niego. Marika również tam była. Nieśmiało wyglądała
zza kaptura szarego swetra zaciągniętego na twarz.
Podszedł
do nich i zapadła cisza.
Głęboka,
długa cisza.
Wszystkim
wydawało się, że trwa w nieskończoność. W rzeczywistości
trwała nie dłużej niż dziesięć sekund. Każdy bał się
odezwać.
- Hej
– Mateusz przerwał niezręczne milczenie, po części dlatego, bo
jego wybuchowy charakter nie mógł – no to...Wow – powiedział –
ja bym nie dał rady tak omamić innych żeby nie zauważyli
dziewczyny w srebrnym stroju która kieruje huraganem. Naprawdę,
niezła robota.
Wszyscy
się nieco rozluźnili. Nieco.
- Tak
naprawdę..to Violetta widziała mnie taką. - wyjąkała Marika
-
Taką czyli JAKĄ? - spytał Arek. Jego głos był twardy i stanowczy
-
Okej, no! Wykorzystałam tą moc bo ta durna Violetta mnie
sprowokowała. Sorki. - wyrzuciła z siebie Marika. I od razu poczuła
się lepiej. I co z tego, że wiedzą? Że mogą ją traktować jako
tą złą? Trudno. Przynajmniej wiedzą.
Mateusz
gwizdnął.
-
Zapomniałaś powiedzieć, że przy okazji zrujnowałaś pół
szkoły, w tym nowa salę gimnastyczną której wybudowanie
kosztowało POŁ MILIONA. Masz gdzieś przypadkiem pół miliona na
zbyciu,żeby pokryć koszty?
Amelka
kopnęła go w kostkę.
-
Mati! Zachowuj się!
Marice
zrobiło się słabo
-
Straty są AŻ takie duże? - jęknęła – jak ja nawet nie mam
tysiąca w gotówce!
Mateuszowi
zrobiło się głupio. No tak..on i te jego „poczucie humoru”.
Jak zwykle niezawodne! A do tego jego wspaniały charakter. Po prostu
jest niezbędny w tej czwórce.
- Nie
martw się – na szczęście Amelka nigdy nie traciła zimnej krwi –
coś wymyślimy
-
Tylko co? - spytał Arek – Staram się być realistą –
powiedział unosząc ręce do góry na znak „poddaję się”
- Nie
wiem...ale coś wymyślę – powiedziała Amka – posłuchajcie:
nie chcę być jakaś wredna, ale posłuchajcie: każdego z nas może
czekać jakaś próba.
Wszyscy
milczeli, słuchając Amelki
- I
nie możemy – kontynuowała – dać się zwieść. Jasne?
Marika zastanawiała się, czy o tym powiedzieć, ale w końcu nie wytrzymała
Marika zastanawiała się, czy o tym powiedzieć, ale w końcu nie wytrzymała
- Ej,
Violetta widziała mnie w tym stroju wiecie? I twierdzi, że to ja
wywoływałam huragan.
- I
ma rację – powiedział Mateusz zanim zdążył ugryźć się w
język
-
Chodzi o to – Marika zdawała się nie słyszeć Mateusza – ŻE
ONA MNIE TAKĄ WIDZIAŁA. A RESZTA NIE!
Arek
milczał. Amelka tak samo.
-
Może ma bujną wyobraźnię? - podsunęła Amelka niepewnym głosem
- Ale
czy to ważne? - krzyknął Mateusz – Mamy chyba ważniejsze sprawy
na głowie niż jakaś durna dziewczynka.
-
Mati ma rację. - stwierdził Arek – nie możemy się tym teraz
przejmować. NIE MOŻEMY.
-
Wybaczcie.. - powiedziała Marika – ja NAPRAWDĘ BYŁAM WKURZONA!
No! Plis..nie gniewajcie się na mnie...
Marika
była z jednej strony nadal przerażona tą sytuacją, a z drugiej
strony chciała się już pogodzić z przyjaciółmi.
-
Spoko – Amelka przytuliła się do Mariki – JA nie jestem na
Ciebie zła – spojrzała wymownie w stronę Arka i Mateusza
- Taa
– powiedział Arek – ja też.
- I
ja – powiedział Mateusz – nie ma sensu się wpieniać, kiedy
musimy coś zrobić.
- Oo!
- zdziwił się Arek – TY mówisz, że nie ma sensu się wpieniać!
To coś nowego
-
Bardzo śmieszne – mruknął Mateusz. Amelka i Marika zachichotały.
-
Okej – powiedziała Amelka – to co teraz mamy robić?
-
Moim zdaniem – powiedział Arek poważnym tonem – powinniśmy
nadal trenować moce. Kto jest za?
Wszyscy
podnieśli ręce
- A
tak poza tym – kontynuował Arek – powinniśmy wykryć KTO
przerwał ten huragan. I może sprawdzić, czy mamy jakieś
inne moce. Okej?
- Zgoda – powiedziała Amelka – a teraz chodźmy już do domu. Jutro pewnie nie idziemy do szkoły. Co wy na to, abyśmy jutro o jedenastej poszli poćwiczyć?
- Zgoda – powiedziała Amelka – a teraz chodźmy już do domu. Jutro pewnie nie idziemy do szkoły. Co wy na to, abyśmy jutro o jedenastej poszli poćwiczyć?
- Okej – powiedziała Marika – I
jeszcze raz przepraszam. Pa! - dziewczynka pobiegła do mieszkania.
Była wprost zachwycona. Czyli jej przyjaciele nie są na nią
wściekli! Czyli nadal będzie żyć! Nie została spalona,
pochłonięta przez ziemię ani utopiona. Jak fajnie! Jakich ona ma
dobrych przyjaciół..
***
Mężczyzna stojący na ulicy obok
bloku Mariki, Amelki, Mateusza i Arka właśnie przestał przeglądać
dzisiejsze wiadomości. Przesuwał palcem po ekranie smartphona. Jego
uwagę zwrócił artykuł zatytułowany „Dziwny huragan w szkole
podstawowej nr 12”
Kiedy przeczytał cały artykuł
zmarszczył nos z niezadowoleniem. Wybrał jakiś numer, po czym
warknął do telefonu
- Halo? Tu agent 5-4-3-6-8. Przekażcie
pułkownikowi ważne wiadomości...
Pułkownik właśnie przechadzał się
po swoim mieszkaniu – było na jednym z pięter ogromnego wieżowca
wybudowanego przez Kevina. Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Odebrał
telefon.
- Czego? - warknął
- Tu agent 5-4-3-6-8. Mam ważne
wiadomości – usłyszał szept
- Idiota! - pułkownik uderzył pięścią
w biurko – myślisz, że o tym nie wiem?
- Ale... - głos agenta był wyraźnie
mniej pewny. - Ja wiem, gdzie tamta uczennica piątej klasy
mieszka...i jak ma na imię... - jąkał się agent
- Mięczak! - głos pułkownika był
twardy – tylko tyle?! Masz ją śledzić, i nie pozwolić żeby się
zaprzyjaźniła z kimkolwiek z czwórki!
- Oczywiście – agent odzyskał
pewność siebie – ile mam ludzi do pomocy?
- Dwóch i...piątkę z mojego
oddziału. Pamiętaj, to ważne. Nie zawiedź! - krzyknął, po czym
się rozłączył.
- Idioci... - mruknął do siebie – i
z kim ja muszę pracować... no, ale jednak – uśmiechnął się
pod nosem zimnym, złowrogim uśmiechem – skoro AŻ tak łatwo
straciła panowanie nad mocą...będzie łatwiej ich przeciągnąć
na naszą stronę. Oby nie sprawili zbyt wielu kłopotów, bo
inaczej... - wyciągnął ze swojej torby miecz i przejechał nim po
palcach
***
Marika postanowiła usunąć tego bloga
o marzeniach. Owszem, może i się spełniają ale równie łatwo
jest je zrujnować.
Na przykład przez głupie zachowanie.
Ciekawe, dlaczego Violetta ją widziała
taką jaką naprawdę była? Czy ona ma jakieś zdolności? Ona
przecież nie chciała, żeby ktoś ją widział taką. Dziwne...
Ta myśl zaprzątała jej głowę przez
te kilka godzin kiedy leżała w łóżku, bo „jest zmęczona po
tym wydarzeniu”.
W końcu doszła do wniosku, że chyba
nic nie wymyśli. Miała tylko nadzieję, że ta durna Violetta
odpuści. Oby, oby, oby...
Tak w sumie – pomyślała Marika –
nie powinna nikomu o tym mówić, skoro nikt inny tego nie widział.
Ona nie może wyjść na jakąś inną, albo na idiotkę.
Zadowolona i nieco uspokojona tą myślą
zwinęła się w kłębek i zasnęła.
W tym samym czasie Violetta krążyła
po pokoju jakby wypiła pięć litrów coca-coli i nie mogła zasnąć.
Gdyby była noc, naprawdę nie
mogłaby zasnąć. Cały czas myślała o Marice: jak wyglądała.
Wzięła pierwsze wolne płótno – najnowszy prezent od jej
super-mega-hiper bogatych rodziców – wyciągnęła farby i
namalowała Marikę taką, jaką ona ją widziała: wściekłą, w
tym dziwnym stroju, panującą nad huraganem. Violetta
zaczęła malować, wkładając w to cały swój gniew, niepewność.
Już sama nie wiedziała – co jest prawdą a co fałszem, co jej
się wydaje a co jest naprawdę. Ona widziała ją taką – może
przysiąc. Ale czemu inni jej nie widzieli takiej? Ona wiedziała, że
to wariatka, ale teraz – jeszcze niebezpieczna. Niebezpieczna
wariatka. Ha, ha, ha. Tylko dlaczego nie
widział jej taką jaką była!? To niby jak powstała ta trąba
powietrzna, którą kierowała ta debilka? No, proszę o jakieś
logiczne wyjaśnienie. No, proszę! Jednak nikt nie ma jakiegoś
wyjaśnienia na to. Ona sama została wciągnięta przez tą trąbę
powietrzną – jako pierwsza – i nie było to miłe doświadczenie.
Wiatr ją targał, a ona myślała, że zaraz zwymiotuje. Na
szczęście coś przerwało ten dziwny huragan. I Violetta spadła na
ziemię – trochę się obiła, ale to nic. To wszystko wydarzyło
się tak szybko...kiedy Violetta usiłowała sobie teraz przypomnieć
szczegóły nic nie pamiętała – nie licząc ogromnego strachu
przed tą wariatką. Oczywiście
już po tym zdarzeniu zaraz przyjechała prywatna limuzyna, i lokaj
zaniósł ją na rękach do samochodu. Tam na nią chuchali i
dmuchali przez jakąś godzinę. Kiedy po raz setny powtórzyła
„Ależ naprawdę ja się dobrze czuję. Tak, tak nic mi nie jest.
Nie, nie trzeba wzywać lekarza. Naprawdę sama dam sobie radę”
poszła
sobie do pokoju, zamknęła się i miała spokój. I
mogła to wszystko przemyśleć. No bo – co się tam stało!? Czemu
tylko ona to widziała!? I DLACZEGO, DLACZEGO ona nie ma się komu
wyżalić!? Rodzice są gdzieś daleko, ostatnio rozmawiała z
nimi...rok temu? Dwa lata temu? Ona
jest sama w wielkim domu, i niby jest najpopularniejszą dziewczyną
w szkole, ale nie ma nawet prawdziwej przyjaciółki!
A ta...ta dziwna Marika...MA PRZYJACIÓŁ!!! Dlaczego!?
Violetta otarła łzę z policzka. Obejrzała gotowe dzieło.
Tak...tak ona naprawdę wyglądała. Tylko....CZEMU TYLKO ONA JĄ
TAKĄ WIDZIAŁA!?
A może się jej przewidziało...?
Nie. To się jej NIE MOGŁO przewidzieć. Aż taka głupia nie jest.
Violetta westchnęła. No cóż, może przyjaciele tej idiotki Mariki
odwrócą się od niej jak zobaczą, co zrobiła? Zakładając, że
będą widzieli, co zrobiła. Ale...niby czemu mieliby to
widzieć?
Eh.. I co ona ma robić...?
Usłyszała sygnał przychodzącego e-maila. Zerknęła na laptopa.
Na jej konto przyszła wiadomość. Violetta przewróciła oczami.
Pewnie kolejna z jej „przyjaciółeczek” napisała do niej
e-maila o treści: Hej! Kiedy następne spotkanie? ;-)” Nuuuda.
Jednak to nie było od żadnej znanej jej osoby. Sam mejl był
dziwny: ajsdkjdj@wp.pl
Yyy...to musi być ktoś nienormalny pomyślała sobie Violetta. Mimo
wszystko otworzyła e-maila.
Cześć!
Jestem
Aga. Mam dwanaście lat. Mam nadzieję, że to adres e-mail Violi.
Mam rację? ;-)
Pewnie
zastanawiasz się, skąd Cię znam. Mądre pytanie, też bym się
zastanawiała...
No
to wyjaśniam.
Wiesz,
często mi się nuuudzi. I czatuję z moimi znajomymi. I wiesz, jeden
z nich polecił mi Ciebie....
Podobno
jesteś fajną dziewczyną, z którą można się fajnie dogadać ;-)
To
jak...chcesz ze mną pisać?
Czekam! :*
Czekam! :*
Aga
Violetta była zaskoczona. Nie sądziła, że to będzie
mejl z propozycją znajomości. Nikt jej tak nie pisał...ale czy to
nie jest nieco podejrzane? Niby kto miały jej o niej napisać...skąd
miałby ją znać? I po co mówiłby o niej jakiejś obcej osobie? A
w sumie...może....ona nie jest taka zła? Może naprawdę chce ją
poznać?
Hej!
Fajnie, że ktoś Ci o mnie powiedział. Mam nadzieję, że dobrze;-)
Chętnie z tobą popiszę.
Fajnie, że ktoś Ci o mnie powiedział. Mam nadzieję, że dobrze;-)
Chętnie z tobą popiszę.
Mam tylko pytanie:
jakie masz hobby? Ja się interesuję modą i spotykam się z
koleżankami. A ty?
Oczywiście jak masz
inne hobby niż moda – też możesz pisać ;-) Oprócz mody lubię
też malować i tańczyć (taniec nowoczesny).
Jeszcze jedno
pytanie..na serio chcesz ze mną pisać?
Papa!
Papa!
Viola :*
P.S. do jakiej
szkoły chodzisz?
Kliknęła „Wyślij”
i odczekała chwilę. Po około minucie otrzymała kolejnego e-maila
No cześć!
Cieszę się, że odpisałaś:)
Cieszę się, że odpisałaś:)
Masz może GG albo
Skype? Tam mogłybyśmy pogadać no wiesz... ;)
Tak FAJNIEJ by
było:)
Oczywiście – jak
chcesz, ja się nie narzucam...
pa!
Aga
Aga
Violetta
zastanowiła się nad tym chwilę. Co tak tej dziewczynie na niej
zależy? Może lepiej będzie nie odpisywać...? Chociaż z drugiej
strony...co jej szkodzi?
Witaj Aga!
Nie, nie mam Skype:(
Ale tutaj możemy
gadać, co nie? ;)
Odpisz jak najszybciej
Odpisz jak najszybciej
Viola
P.S. do jakiej
szkoły chodzisz?
Violetta zastanawiała się, co jej odpowie. Była tylko jedna szkoła podstawowa – ale za to gigantyczna. Gdyby do niej chodziła, to ją skojarzy.
Violetta zastanawiała się, co jej odpowie. Była tylko jedna szkoła podstawowa – ale za to gigantyczna. Gdyby do niej chodziła, to ją skojarzy.
Do żadnej, kotku:*
Coś nie
passi?
Violetta poczuła ten niemiły ścisk w brzuchu. Jakby nie dosyć miała problemów z Mariką, która się zamieniła w heroskę, to jeszcze zaproponowała przyjaźń jakiejś dziewczynie poza prawem. Musi z tym skończyć.
Violetta poczuła ten niemiły ścisk w brzuchu. Jakby nie dosyć miała problemów z Mariką, która się zamieniła w heroskę, to jeszcze zaproponowała przyjaźń jakiejś dziewczynie poza prawem. Musi z tym skończyć.
Wobec tego –
żegnaj.
Violetta
naprawdę zamierzała z tym skończyć. Sama nie wiedziała, czemu
nie zablokowała tego e-maila. Była
ciekawa, co to osoba odpisze.
Oh,
Kociaczku!
Czemu
nie chcesz ze mną pisać?
Nie wiesz, że miałam za zadanie Ciebie wyśledzić? Przez to, że mi odpisałaś mogę Cię namierzyć.
Nie wiesz, że miałam za zadanie Ciebie wyśledzić? Przez to, że mi odpisałaś mogę Cię namierzyć.
Żegnaj,
skarbie! :*
Przerażona
Violetta zamknęła laptopa. Dlaczego ona w ogóle z nią zaczęła
pisać!? Jakby nie dosyć miała problemów z tą Mariką to jeszcze
do tego dochodzi jakaś psychopatka. Wspaniale.
Ale
czy ona pisała prawdę...? Czy ktoś NPARAWDĘ chce ją
wyśledzić....? No ale...po co? Przecież ona jest zwykłą
dziewczyną. No, może trochę popularną, ale zwykłą. Niby
PO CO ktoś miałby ją namierzać?
Violeccie zrobiło się słabo. Co ona ma zrobić...? powiedzieć komuś? Ale komu? Zostawić to tak? Ale co jak ona mówi prawdę? Postanowiła się położyć spać. W końcu był to męczący dzień. Padła na łóżko, i zasnęła.
Violeccie zrobiło się słabo. Co ona ma zrobić...? powiedzieć komuś? Ale komu? Zostawić to tak? Ale co jak ona mówi prawdę? Postanowiła się położyć spać. W końcu był to męczący dzień. Padła na łóżko, i zasnęła.
***
Chociaż nie przeczytałam jeszcze całego fragmętu bardzo mi się podoba. Masz talent. Na początku tylko chyba powtarza się słowo "dziewczynki" możesz zamienić na dziewczyny. Po za tym szczególikiem naprawdę super! O byś dalej tak świetnie pisała to może w przyszłości będziemy mieć w Polsce lepszą pisarka od J.K. Rośliny. Fajnie się czytało:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Michalina
Droga Michalino!
UsuńPrzepraszam, że dopiero co teraz odpisuję. Nie patrzałam na tego bloga dłuuuugi czas :)
Dziękuję za miłą opinię! <3 <3 Dzięki takim opiniom aż chce się pisać...
Jak chcesz czytać moje opowiadania - zapraszam na http://opowiadaniaanes.blogspot.com/